Postawiłam torebkę na blacie w
sklepie i zaczęłam szukać rozdzwonionego telefonu. Gdzieś tu musiał być,
tylko…gdzie? Zajrzałam już chyba do każdej możliwej kieszonki, a jego wciąż nie
ma. Muszę posprzątać w torebce, bo robi sie w niej już niezły bałagan.
Zrezygnowałam w poszukiwań i spojrzałam na ekspedientkę.
- Co podać?- zapytała, a ja
wyrecytowałam jak zwykle:
- Latte i crossainta.- po czym
wydobyła z portfela wyliczoną sumę i położyłam na ladę. Odebrałam swoje
śniadanie i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Zabiją mnie, jak nic mnie
zabiją! Jak można się aż tak spóźnić? i do tego nie odbierać telefonu? Bo
domyślam się, że to oni dzwonili.
Weszłam do budynku przecznicę
dalej od kawiarni i popędziłam schodami na pierwsze piętro. Przed drzwiami
niemalże wpadłam na Jareda, który podobnie jak wczoraj wręcz pożerał mnie
wzrokiem. Tak, zauważyłam to, takie rzeczy nie uchodzą mojej uwadze.
- Cześć.- wysapałam, zatrzymując
się niemal na nim przez rozpęd z jakim wyskoczyłam zza rogu. Poczułam zapach
jego perfum, od których zakręciło mi się niebezpiecznie w głowie, ale udało mi
się złapać równowagę.
- Co tak późno?- zapytał.
Spojrzałam na niego uważnie, szukając oznak pretensji, czy złości, których
mogłabym za to spóźnienie oczekiwać, ale niczego takiego nie dostrzegłam.
Patrzył na mnie tak normalnie, że chyba bardziej się nie dało.
- Zaspałam, przepraszam.-
wytłumaczyłam. Przymknęłam oczy i wypiłam kilka łyków kawy.- To sie więcej nie
powtórzy.- otworzyłam oczy i ujrzałam jego rozbawioną minę.
- Nie ma problemu, każdemu się
czasem zdarza.- podrapał się po karku. Pokiwałam głową, wpatrując się w jego
niebieskie tęczówki. One na prawdę hipnotyzują. Otrząsnęłam się i obcięłam jego
postać wzrokiem. – Chodź, obronię Cię przed Peterem.- dodał.
- Zapomniałam! Przecież on mnie
zabije!- wyobraziłam już nawet sobie minę reżysera, kiedy za moment przed nim
stanę. Jest ostry, a mnie wyjątkowo nie lubi. Zrobił sobie ze mnie kozła
ofiarnego, a ja sama nie wiem czemu. Czym mu zawiniłam? Zawsze na czas, robiłam
wszystko o co mnie poprosił, ze mną robiło się najmniej powtórzeń, uwijałam się
jak w ukropie. A on tak po prostu się na mnie uwiesił.
- Nie zabije. Pamiętaj, że to ja
jestem jego szefem.- odparł otwierając drzwi.
- Taa, ale on jest moim.-
mruknęłam, wchodząc pierwsza.
-KATE!- już po przekroczeniu
progu usłyszałam jego krzyk. Rzuciłam w stronę Jareda zrezygnowane spojrzenie i
ruszyłam w stronę Petera.- Czemu się spóźniłaś?! Wyrzucę Cię, rozumiesz?!
Jeszcze raz się spóźnisz!- celował we mnie palcem, poruszając dłonią w górę i
dół.- Co Ty sobie myślisz? Że jak jesteś ładna, to możesz zaczynać i kończyć
pracę kiedy chcesz? Mylisz się! Takich jak Ty mamy na pęczki!- wszyscy
przyglądali się nam w ciszy. A ja stałam i błagałam w myślach Jareda o jakąś
reakcję, ale mimo zapewnień o obronie, nic takiego z jego strony nie
nadchodziło.- Mowę odebrało?! Odezwij się w końcu, kobieto! Czemu się
spóźniłaś?!
- Zaspałam.- westchnęłam,
wlepiając wzrok w swoje buty.
- Słyszeliście?!- zaśmiał się
kpiąco.- ZASPAŁA! Kate, nasza kochana Kate zaspała! No nie, koniec świata!-
kpił ze mnie, a ja nie wiedziałam nawet co odpowiedzieć. Upokorzona, czułam
zbierające się w oczach łzy.- Kupisz sobie w końcu budzik, czy Cię nie stać? A
może zrobimy zbiórkę…
- Peter, skończ.- ktoś mu
przerwał, przepychając się obok mnie i trącając mnie barkiem. Podniosłam głowę
starając się złapać równowagę i zobaczyłam Emmę, menadżerkę chłopaków. Szła w
jego stronę z wycelowanym w jego pierś palcem.- Nie możesz tak traktować innych
i zachowywać się jak jakiś rozkapryszony bachor. Nie zwolnisz jej, bo ja
zwalniam Ciebie. Nie słuchałam Jareda, nie wierzyłam, że taki jesteś. Dopóki
mnie nie wyciągną z biura, żebym przekonała sie na własne oczy. Jesteś
potworem, nie reżyserem. – wycedziła, wyraźnie wściekła. Obserwowałam tą
sytuację w skupieniu. Obok mnie staną najwyraźniej dumny z siebie Jared. Na
jego twarzy widniał szeroki uśmiech, a ręce skrzyżował na piersi.- Dlatego w
tej chwili opuść plan. I możesz być pewien, że parę ważnych i zainteresowanych
Tobą osób dowie się jaki jesteś.- zagroziła i wskazała dłonią drzwi.
Peter otworzył najpierw usta
jakby chciał coś dodać, ale najwyraźniej się rozmyślił. Wysunął dolną szczękę
do przodu i spojrzał groźnie w moją stronę. Dzielnie wytrzymałam, oddając mu
się tym samym. W końcu wyszedł z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Dopiero
teraz odetchnęłam.
- Nie bierz tego co mówił do
siebie, jasne?- zwróciła się do mnie kobieta. Przytaknęłam ruchem głowy i znów
przeniosłam wzrok w dół, nadzwyczaj zainteresowana swoimi butami. – Jared,
przejmujesz stery.- mężczyzna obok mnie podskoczył do góry. Ile on ma lat? 20?
Tak się przynajmniej zachowuje. Spojrzałam na niego dyskretnie i przyjrzałam się
dokładniej. Czterdziestolatek, który wygląda jak młody mężczyzna, któremu
niejeden dwudziestolatek mógłby zazdrościć kondycji i wyrzeźbionego ciała.
Odwróciłam wzrok, gdy spojrzał w
moją stronę, i odeszłam kawałek. Nadal czułam na sobie spojrzenia innych
aktorów, ale tym razem patrzyli dyskretniej, bo gdy rozejrzałam się po sali,
wszyscy pochłonięci byli swoimi sprawami. Położyłam torbę na jednym z krzeseł i
postanowiłam w końcu wygrzebać telefon. Zagryzłam wargę wyjmując potrzebne do
kręcenia teledysku ciuchy i kosmetyki. Zaraz za nimi poszedł portfel i
dokumenty. W końcu wydobyłam pożądany przedmiot i sprawdziłam kto dzwonił.
Okazało się, że nie miałam tego numeru zapisanego na telefonie, także nie
wiedziałam do kogo należy. Słysząc głos Jareda rozchodzący się po sali,
wrzuciłam aparat do torebki z zamiarem późniejszego oddzwonienia, i popędziłam
do reszty.
Z Jaredem na pokładzie dzień
minął o wiele lepiej i szybciej. Przynajmniej nie czułam się jak ruchomy cel,
nie musiałam już tak uważać na to co robię i mówię. Bez problemu mogłam wyjść
coś zjeść, napić się czy skorzystać z łazienki. No, chyba, że akurat była to
chwila kręcenia ze mną jakiegoś ujęcia. Wtedy rzecz jasna nie czułam żadnej
potrzeby opuszczenia planu.
Brunet był miły, wyrozumiały i
cierpliwy. A dużo wcześniej nasłuchałam się, że jest podobny do Petera, że
często się unosi, łatwo go wyprowadzić z równowagi, ale ja odniosłam dziś
zupełnie inne wrażenie. Był pochłonięty do reszty całym przedsięwzięciem,
dobrze wiedział czego chce. Nie było potrzeby kręcenia kilku wersji tej samej
sceny. Szanował aktorów i dziękował za każdą udaną scenę.
Gdy pozwolił już się rozejść,
rozpuściłam włosy i podeszłam do swojej torby, z której wyciągnęłam butelkę
wody i pociągnęłam z niej kilka porządnych łyków. Wytarłam usta wierzchem dłoni
i wygrzebałam telefon. Wykręciłam numer i czekałam na pierwszy sygnał, gdy po
sali rozniósł się dźwięk dzwonka. Odwróciłam sie, sprawdzając kto odbierze. Ku
mojemu zdziwieniu, po telefon sięgnął Jared. Skąd on ma mój numer?
A, no tak. Pracuję dla niego,
wiec ma dostęp do mojego CV. Wszystko jasne. To po co prosił mnie wczoraj o mój
numer? Z grzeczności? Rozłączyłam się, przyglądając się brunetowi jak sprawdza
kto dzwoni. Podniósł głowe do góry i jego wzrok powędrował na moją osobę.
Uśmiechnął się szeroko i ruszył w moim kierunku. Usiadłam zmęczona na krześle i
schowałam telefon do kieszeni.
- Jak Ci się podobało?- zapytał,
siadając obok.
- Dużo lepiej niż z Peterem.-
powiedziałam zgodnie z prawdą, splatając palce swoich dłoni. – W końcu nie
czułam się jak ruchomy cel. Mogłam być sobą.
- To się cieszę.- uśmiech na jego
twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. A myślałam, ze to już nie jest możliwe.
Odpowiedziałam mu uśmiechem i spojrzałam na przeciwległą stronę sali, gdzie
powoli rozchodzili się koledzy i koleżanki z pracy.- Pamiętasz o naszej
wczorajszej rozmowie?- przytaknęłam ruchem głowy, ale nie dodałam nic od
siebie. Odgarnęłam włosy za uszy i czekałam aż coś powie.- To masz ochotę na tę
kolację?
- Jared- zatrzymałam się,
szukając najlepszych słów.- to był dla mnie ciężki dzień. Ja..
- Wiem. Ale bardzo mi zależy na
tej kolacji.- spojrzałam na niego i jednego byłam pewna; nie kłamał. Ale nie
jestem pewna czego ja chcę- iść na kolację, czy do domu, odpocząć. Z jednej
strony czas spędzony z nim na pewno jakoś urozmaiciłby mi życie, nie
siedziałabym jak zwykle w domu, do później nocy sprawdzając prace moich
podopiecznych. Prowadzę korepetycje z angielskiego, by z czegoś żyć, dopóki nie
skończę szkoły aktorskiej.
- Skoro Ci zależy, to w
porządku.- spojrzałam na zegarek.- Ale byłabym wdzięczna, gdybyśmy zjedli coś u
mnie.- to był warunek, na który musiał się zgodzić. Oczekiwałam więc jego
reakcji, która mnie nie zaskoczyła. Uśmiechnął się szeroko i poruszył znacząco
brwiami, za co dostał w ramię.
- Ała! Szefa bijesz?!- udał
oburzenie. Jak na aktora kiepsko mu to wyszło. Rozmasował ramie, a ja w tym
czasie zapakowałam rzeczy do torby i powoli, nie czekając na niego, ruszyłam do
drzwi. – Poczekaj jeszcze chwilę.- zatrzymałam się, obrzucając go
zniecierpliwionym spojrzeniem. Wstał z krzesła i ruszył w moją stronę.
- Na co?
- Muszę zajrzeć do Emmy, i zaraz
możemy iść.- oznajmił, wymijając mnie. Westchnęłam i ruszyłam za nim. W
milczeniu pokonaliśmy kilka metrów. Stanęłam grzecznie przed drzwiami, za
którymi zniknął młodszy Leto. Tak właściwie to czemu ja na niego czekam? Jak
grzeczny piesek pod drzwiami. Zajrzę do kawiarni, przyda mi się kilka kropli
kofeiny, a pan Jared ma przecież mój numer, także..
Odwróciłam się na pięcie i
ruszyłam schodami na dół. Na dworze akurat padał rzęsisty deszcz, więc
przeklinając pod nosem, że nie zabrałam parasolki, pchnęłam drzwi i wyszłam na
zewnątrz. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę kawiarni i już po chwili weszłam do
środka, czemu towarzyszył cichy brzęk wiszącego nad framugą dzwonka.
Stanęłam w kolejce. Ale zanim
ekspedientka obsłużyła osobę znajdującą się przy kasie, mój telefon znów się
rozdzwonił, sprawiając, że wszyscy goście w kawiarni, skupili na mnie wzrok.
Wygrzebałam telefon, tym razem z łatwością i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam,
pewna, że to Leto.
- Jestem w kawiarni za rogiem.-
powiedziałam, mocując się z torebką.
- Uciekłaś mi.- pełen pretensji
głos.
- Nie lubię na nikogo czekać.-
wyjaśniłam, zabijając wzrokiem wszystkich przysłuchujących się mojej rozmowie,
ludzi. – Zamówię kawę i wychodzę, także jak chcesz, to możesz po mnie
podjechać.
- Dobra, masz 5 minut. Ja już
czekam.- obejrzałam się za siebie, i zauważyłam go na chodniku, przed drzwiami.
- Przepuść panią.- zaśmiałam sie,
przyglądając się brunetce, która nieudolnie starała się go ominąć i wejść do
środka. Odsunął się posłusznie, pozwalając jej wejść. Ale z niego dżentelmen?
Nawet drzwi jej nie przytrzymał.
- A nie możesz zrobić sobie kawy
w domu? Zobacz jaka kolejka.- naciskał, ale pokręciłam głową, odwracając się.
Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki.
Kilka minut później…no dobra,
kilkanaście minut później, wyszłam z wielkim kubkiem ulubionej kawy przed
kawiarnię, i uśmiechnęłam się do zrezygnowanego mężczyzny. Wskazał bez słowa
ręką swój samochód, a ja posłusznie ruszyłam w jego stronę.
- Poprowadzisz mnie.- powiedział,
siadając za kierownicą.
- Mieszkam niedaleko. Jedziesz
prosto, mijasz dwa skrzyżowania i na rondzie w lewo.- powiedziałam,
gestykulując.- Dalej już Cię poprowadzę.- spojrzałam na niego. Zadowolony
przekręcił kluczyk w stacyjce i wrzucił jedynkę. Płynnie wjechał między sznur
jadących samochodów.
Gdy jakoś dojechaliśmy (albo ja
mam problem z tłumaczeniem, albo on ze zrozumieniem), wysiadłam i wyjęłam z
torebki kluczyki. Powoli podeszłam do drzwi, prowadzących na klatkę schodową.
Postawiłam kubek z kawą na ziemi i zaczęłam szukać odpowiedniego klucza, który
następnie wsadziłam w zamek.
- Ładna okolica.- powiedział,
podchodząc do mnie i rozglądając się.
- Chyba żartujesz.- skrzywiłam
się i schyliłam po kawę.- Gdybym tylko miała jak, wyniosłabym się stąd nawet w
cholerę.- zapewniłam go, wchodząc na klatkę.
- Tak, żartowałem. I nie dziwię
Ci się, sam bym się stąd wyniósł.- rozejrzał się również po mojej obskurnej
klatce.- Nie w takich miejscach się mieszkało.- szepnął.
- Chodź.- ponagliłam go,
wspinając się po kolejnych stopniach.- Musimy się wdrapać aż na 4 piętro.-
dodałam, i widząc jego skwaszoną minę, zaśmiałam się pod nosem.
- To dlatego jestes taka
szczuplutka i masz takie zgrabne nogi. Chodzenie po schodach działa cuda.-
pochyliłam głowę, chcąc ukryć wkradające się na moje policzki, rumieńce.
Pokonałam szybko kilka ostatnich stopni i dopadłam drzwi. Pootwierałam
wszystkie zamki, co zajęło mi trochę czasu i weszłam do środka. Jared wszedł
tuż za mną, sapiąc jak po długim, męczącym maratonie.
- Trzymaj.- rzuciłam w jego
stronę czerwone, puchowe papcie, które miałam w pogotowiu dla gości, a sama
wcisnęłam się w swoje zielone.
- Co to jest?- zmarszczył czoło,
wskazując na obuwie.
- Mam bardzo zimne podłogi, radzę
założyć.- zdjęłam sweterek i rzuciłam na komodę.- Nie bój się, one nie gryzą.-
dodałam, wchodząc do pokoju.
- Jednak podziękuję.
- Jak chcesz!- odkrzyknęłam,
zaglądając do szafki. Wyjęłam z niej t-shirt i spodenki, które miałam zamiar
narzucić po prysznicu. Gdy się odwróciłam, mężczyzna siedział już na kanapie,
poklepując miejsce obok.- Idę wziąć najpierw prysznic. Rozgość się.-
obdarowałam go przepraszającym uśmiechem i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Krótki, ciepły prysznic zmył ze
mnie stres i zmęczenie. Wytarłam ciało szorstkim ręcznikiem i narzuciłam na
siebie wcześniej przygotowany zestaw. Z mokrymi włosami, bez makijażu wyszłam z
łazienki i skierowałam się do kuchni, gdzie plecami do mnie, przy ekspresie do
kawy, stał mój gość. Przeczesałam włosy palcami i chrząknęłam. Odwrócił się do
mnie i nieznośnie zmarszczył nos, taksując mnie spojrzeniem. Jakby nigdy nie
widział kobiety bez makijażu. Jeśli w rzeczywistości tak było, to mu współczuję.
- Co?- zapytałam w końcu.
- Nic.- wzruszył ramionami i
nalał sobie kawy do kubka.- Masz taki sprzęt w domu- wskazał na mój nowy
nabytek.- i kupujesz jakąś lipną kawę na mieście?- upił łyk ciemnej cieczy i
mrukną z zadowoleniem.- Przepyszna. Nie rozumiem kobiet, wydają pieniądze na takie
sprzęty, a i tak latają po mieście. Na przykład te wszystkie lakiery do
paznokci, lokówki i inne duperele, których nawet nie umiem nazwać i nie wiem do
czego służą. A kobieta i tak mimo wszystko poleci do swojego stylisty-
zrobił znak cudzysłowia palcami. Oparłam ręce na biodrach, uważnie wsłuchując
się w jego słowa.- czyli kosmetyczki czy fryzjera, żeby wydać dodatkowe
pieniądze. Facet jak już kupi sobie coś dla siebie, to korzysta z tego, a nie
ustawia na półce, by wszyscy mogli to zobaczyć, żeby co jakiś czas wycierać to
z kurzu i polerować. Jesteście zbyt skomplikowanie.- pokręcił głową.
- Dziękuję za ten jakże
pouczający wywód.- zaśmiałam się. Odsunęłam krzesło od stolika i usiadłam.-
Jednak nie zgodzę się z Tobą do końca. Widzisz, nie wszystkie kobiety takie są.
Kupiłam ten ekspres niedawno, i nie przywykłam jeszcze do tego, by kawę pić w
domu. Zawsze robiłam to na mieście i trudno mi jest pozbyć się tego nawyku. Do
tego wszystkiego, jestem uzależniona od kawy i jeśli czuję, że muszę się jej
napić, to muszę i koniec. Nie ma w ogóle dyskusji.- mówiłam to, bawiąc się
kosmykiem włosów.- Przed chwilą przedstawiłeś kobiety jako puste, pazerne
stwory, które muszą MIEĆ żeby się CHWALIĆ, a niekoniecznie KORZYSTAĆ. Masz
racje, wiele kobiet takich jest, ale nie ja.- spojrzał na mnie spod brwi.-
Jared, wiem, że może i wyglądam na pustą laskę do wyruchania…-westchnęłam.-
Muszę Cię jednak rozczarować, bo taka nie jestem. Mam olej w głowie i nie dam
sobie w kaszę dmuchać. Gdybyś był łaskaw trochę inaczej mnie traktować.
- A jak ja Cię traktuję?- wypalił
z udawanym zdziwieniem.
- Skoro nie wiesz…to Cię
zaskoczę.- uśmiechnęłam się złośliwie.- Myślisz, że nie zauważyłam, że
wykorzystałeś moje spóźnienie? Dzwoniłeś do mnie, przypuszczam też, że
podburzałeś Petera przeciwko mnie, zanim przyszłam. Prowokowałeś to wszystko,
żeby wyszło na twoje, prawda? Żeby Emma mogła zobaczyć jaki Peter na prawdę
jest, i żeby go wywaliła, żebyś znów mógł reżyserować. Wyobraź sobie, że to
zauważyłam. Jak na aktora dość kiepsko ukrywasz emocje.- skwasiłam się.- Nie
mam Ci tego za złe tylko z jednego powodu- zamilkłam na chwilę, by nieco
ochłonąć. Spojrzałam na swoje paznokcie, szukając jakiegoś zajęcia.- mnie też
cieszy to, że on odszedł. Ale mogłeś mi powiedzieć co planujesz, mogliśmy to uknuć.
A tak? Jak mam Ci ufać.- zamilkłam.
Po wypowiedzeniu tych słów,
trafił we mnie ich bezsens. Bo skoro nawet go nie znam, to po cholerę schodzę
na temat zaufania? To nie ma na razie racji bytu, może w przyszłości, której
tej znajomości nie wróżę. Owszem, jest miły, lubię go, nawet go do końca nie
znając, ale doskwiera mi ta jego przebiegłość, która na pewno nie jest zaletą.
Jest też indywidualistą, od razu to widać, ale nie takim, jakich cenię.
Spotkałam go wczoraj, zamieniłam kilka słów, ale to bardziej z ciekawości kim
jest, niż z powodu jego zniewalającego, męskiego ‚piękna’, które działa na
kobiety, a już czuję, że jego osoba będzie na mnie działała źle. Wyrwana z
zamyślenia jego chrząknięciem, podniosłam głowę i nasze spojrzenia się
spotkały. Uśmiechnęłam sie lekko, widząc jego rozbawioną minę. Przeszedł
dzielącą go od stolika odległość i usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak, masz rację. I w sprawie
mojego postrzegania Twojej osoby i w sprawie wykorzystania Cie w moich celach.
Ciekaw jestem tylko jak do tego doszłaś- puścił mi oczko.- mówię o sprawie z
Peterem.
- Główka pracuje.- dotknęłam
palcem skroni.
Zawiesiłam wzrok na jednym
z guzików w jego koszuli, a uśmiech powoli spłynął z moich ust. Ile ja bym
dała, żeby nie być tak zgrabną, albo aż tak ładną. Dlaczego ludzie zawsze
kojarzą urodę w głupotą i debilizmem? Jest tyle osób, które zaprzeczają tym
stereotypem. Nie mówię, że jestem najinteligentniejsza na świecie, ale nie dam
sobie wmówić, że jestem jakimś matołem. To, że Jared tylko potwierdził moje odczucia
co do jego zdania na temat mojej osoby, bardziej mnie dobiło. Peter pewnie tak
samo myślał i dlatego mnie tak tępił. Jared tak myśli, i traktuje mnie inaczej,
a to tylko ze względu na swoją męską próżność i chęć zaliczenia mnie w poczet
swoich zdobyczy seksualnych. I wiem, że mogę mu mówić, że jestem inna, że
myślę, a on i tak będzie wiedział swoje. Cóż, nie chciałabym być w jego skórze,
kiedy obudzi się ze snu, boleśnie spotykając się z podłogą.
- To jemy coś? Czy to
kolacja-widmo? – pomachał ręką przed moimi oczami, na co nerwowo zamrugałam.
- Tak, jemy.- wstałam raptownie,
i podeszłam do lodówki by zlustrować jej zawartość.- Jared? Może zamówimy coś,
hmm?- potarłam dłonią policzek.
- A co byś chciała?
- Cokolwiek. Jestem cholernie
głodna.- odwróciłam się i rzuciłam w jego stronę markotne spojrzenie.- I
śpiąca.- dodałam. Jak na potwierdzenie słów, ziewnęłam, zakrywając dłonią usta.
Mężczyzna nie czekał na ponaglenia. Wyciągnął telefon z kieszeni i z chytrym
uśmiechem wybrał numer swojej ulubionej sieci restauracji z wegetariańskim
jedzeniem. Ale nie zwracałam na to uwagi, byłam zbyt głodna i śpiąca, żeby
walczyć o jakieś mięsne potrawy.
***
Koniec września był nawet
słoneczny, porównując do końca sierpnia, kiedy temperatury spadały nawet do 16
stopni. Zdjęłam kurtkę, którą przezornie wzięłam wychodząc z domu i
przewiesiłam ją przez torebkę. Powolnym krokiem oddalałam się od domu,
niechętnie opuszczając jego ściany. To, że jeszcze kilka dni temu nie mogłam w
nim usiedzieć zmieniło się w lęk przed jego opuszczeniem. Tak dawno nie
pracowałam, że już kompletnie zapomniałam jak to się robi- tak, da się o takich
rzeczach zapomnieć po niecałym miesiącu, zwłaszcza, jeśli pracuje się na tak
wymagającym stanowisku i pod okiem jeszcze bardziej wymagającego szefa.
W planach na dzisiejszy dzień
miałam tylko zajście do pracy i ogarnięcie niezamkniętych spraw. Nie, inaczej.
One zostały zamknięte, ale przez kogoś, kto mnie w tym czasie zastępował. Ja
muszę je tylko odhaczyć w swoim terminarzu jako zamknięte i przejść do
kolejnych, wyznaczonych na najbliższe dni, zleceń. I o ile kilka dni temu
bardzo mnie do tego ciągnęło, dziś nie bardzo chciało mi się tym zajmować. A
gdyby tak rzucić tą robotę w diabły i zająć się czymś innym? Tylko czym? Do
niczego innego się nie nadaję, mam już swoje lata. Niby na naukę nigdy nie jest
za późno, ale czuję, że nie umiałabym się już nią zająć. Przynajmniej nie z
taką pasją jak kiedyś.
Gdy dotarłam na przystanek, mój
autobus akurat nadjechał. Samochód po ostatnim dniu w pracy nadal stoi pod
budynkiem, i z tego co mówił Jackob, zaczyna przypominać jakiś porzucony grat.
Jak będę wracał do domu, wstąpię do myjni i doprowadzę go do porządku.
Jazda zajęła mi jakieś pół
godziny. Okropne pół godziny, które walczyłam z ogarniającymi moje ciało, mdłościami.
Niewyżyty i kompletnie nieprzystosowany do wykonywanego zawodu, kierowca,
szarpał na każdych światłach hamując, i z piskiem opon ruszał, sprawiając, że
mój żołądek szybował do góry.
Wysiadłam z grupą innych ludzi na
moim przystanku i rozejrzałam się wkoło. Samochód rzeczywiście był w złym
stanie. Po wielu deszczach, do tego obklejony liśćmi, które już zdążyły w tym
miesiącu spaść, odrażał.
- Cześć.- po drodze do siebie,
zajrzałam do Jackoba. Siedział za biurkiem, tam gdzie zawsze i wpatrywał się w
jakieś dokumenty. Nic się chyba nie zmieniło, przynajmniej na to wyglądało. Ale
nie czułam się tu swojo, nie tak, jak kiedyś.
- Danielle!- podniósł się z
fotela, który raptownie skoczył do tyłu, uwolniony od jego ciężaru.- Jak się
czujesz?Co u Ciebie! Opowiadaj!- zamknięta w mocnym uścisku szefa,
zdezorientowana, nie byłam w stanie wykrztusić słowa.- Pięknie wyglądasz.-
odsunął mnie od siebie, przyglądając się uważnie mojej twarzy. Uśmiechnęłam się
szeroko do niego.
- Dziękuję.- poczułam jak moje
policzki rozpalają się do czerwoności.
- Chodź, zaprowadzę Cię do
Twojego nowego, większego- puścił mi oczko i objął ramieniem- gabinetu z
przepięknym widokiem za oknem.
- Jak to?- zamrugałam, wywijając
się zgrabnie z objęcia.- Jak to nowego gabinetu? A co z moim starym?
- Twój zastępca w nim urzęduje.-
zmarszczył brwi, najwyraźniej niezadowolony z mojej reakcji. A czego się
spodziewał? Że ucieszę się z nowego miejsca pracy, nie pytając o powody tej
zmiany?- Postanowiliśmy go przyjąć na stałe.
- Nie kontaktując się ze mną,
tak?- czułam, że zaraz wybuchnę, ale pohamowałam złość, zaciskając jedynie
dłonie w pięści. Mój, MÓJ gabinet, w którym tyle lat przepracowałam, i w którym
chciałabym pracować do końca życia, oddany w ręce jakiegoś…amatora!- Jemu
dajcie ten lepszy- wykonałam palcami cudzysłów- gabinet, skoro jest taki dobry.
A mi oddaj tamten.
- Danielle, nie uważasz, że
przyda Ci się trochę nowości? Odmienności?- tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
Czemu wszyscy wkoło wiedzą lepiej niż ja, co mi się przyda do szczęścia?-
Zaczynasz nowy rozdział w życiu, zacznij więc wszystko od nowa.
- Tak, masz rację.- uśmiechnęłam
się gorzko.- Jutro złożę wypowiedzenie. Jak wszystko, to wszystko!- krzyknęłam,
trzaskajac za sobą drzwiami. Szybko pokonałam korytarz, i dopiero gdy dotarłam
do schodów, drzwi od gabinetu Jackoba otworzyły się.
- Danielle, wracaj!- zignorowałam
rozkaz i z lekkim uśmiechem na twarzy, pozdrowiłam recepcjonistę i wyszłam z
budynku. – Nie o to mi chodziło.- szedł za mną chodnikiem, drąc się na całą
okolicę. Zatrzymałam się, przez co zaskoczony wpadł na mnie, nadziewając się na
mój łokieć.
- Ale mi tak. Jak od nowa, to od
nowa.- posłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki mnie było stać.- Stawię się jutro
na 9.- dotknęłam jego kołnierzyka, przez co przeszedł go dreszcz. Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej, i wyszeptałam wprost do jego ucha kilka słów. Zaskoczony,
poluzował krawat, i oniemiały wpatrywał się w moje oczy.- Do jutra.- pomachałam
mu i wsiadłam do samochodu. Kiedy odpaliłam silnik i już miałam odjechać
pochylił się nad oknem pasażera i zastukał w nie palcem. Opuściłam szybę.
- Powodzenia.
- Nawzajem!- odparłam zadowolona
i odjechałam.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz