piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter 7


Wsiadłem do samochodu i położyłem siatkę z owocami na kolanach brata. Shannon westchnął tylko, ale nie zrzucił jej. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę szpitala. Droga nie zajęła dużo czasu, na ulicach było pusto, zważywszy na to, że poranne godziny szczytu już minęły. Zaparkowałem najbliżej wejścia do szpitala.
- Wysiadaj.- ponagliłem Shannona.
- Już.- powiedział, odpinając pas. Otworzyłem drzwi i poczułem wpadające do środka rozgrzane powietrze. Klnąc w duchu na te upały, wysiadłem. Zdecydowaliśmy się nie kupować kwiatów, bo pewnie dostała ich całkiem sporo od innych. Spojrzałem na ekran swojego telefonu i poszukałem sms’a od Jackoba. „Piętro 3, oddział chirurgii ogólnej, pokój 14.” Weszliśmy do budynku i rozejrzałem się w poszukiwaniu windy. Nie mając żadnej w zasięgu wzroku, niechętnie skierowałem się w stronę schodów. Gdy pokonałem 3 kondygnacje schodów, stanąłem pomiędzy dwoma ogromnymi drzwiami. Pchnąłem te, na których napisanie było „Chirurgia ogólna” i rozejrzałem się. Niedaleko od nas stała pielęgniarka, więc ruszyłem w jej stronę.
- Przepraszam, pokój 14?- spojrzała na mnie nieprzytomnie.
- Tam.- wskazała palcem w stronę drugiego wyjścia w oddziału.- Mniej więcej w połowie korytarza.- dodała.
- Dziękuję.- rzuciłem, i ruszyłem  we wskazanym kierunku, przyglądając się numerom mijanych drzwi. Sala nr. 14, przeczytałem. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi. W sali panował zaduch. Oprócz Danielle, pokój zajmowały jeszcze dwie kobiety, które na mój widok zamilkły. Przyglądały mi się przez moment, po czym wróciły do rozmowy. Danielle siedziała na łóżku znajdującym się najbliżej drzwi. Shannon wepchnął mnie do środka, i zamknął za nami drzwi.
- Jak się czujesz?- posłałem jej wielki uśmiech i podszedłem do łóżka.
- Dużo lepiej.- odpowiedziała uśmiechem, po czym wskazała nam krzesła pod ścianą.- Weźcie je i siadajcie obok łóżka.
- To dla Ciebie.- Shannon podał jej siatkę, kiedy ja niosłem dla nas krzesła.
- Dziękuję. Mam już zapas na miesiąc.- zaśmiała się nieznacznie i otworzyła szafkę, z której owoce wręcz się wysypywały.- Jak tam Tomo? Bardzo zły?- spoważniała.
- Przestań, żartujesz? Nie, i nie przejmuj się tym teraz.- powiedziałem.
- No ale..
- Żadnych ale.- przerwał jej Shannon.- Daj z tym spokój. Tomo jest wyrozumiały i rozumie, że nie jesteś w stanie zorganizować teraz tego przyjęcia.
- Dobrze, rozumiem.- zamyśliła się.- Możemy wyjść na korytarz? Tam są krzesła.
- Powinnaś chyba leżeć.- zaprotestowałem.
- Im wcześniej zacznę normalnie funkcjonować, tym szybciej mnie wypuszczą.- odparła i usiadła na brzegu łóżka. Dotarło do mnie, że w sumie ma rację. Ilekroć byłem w szpitalu,  to im szybciej zaczynałem funkcjonować normalnie, tym szybciej zostawałem wypisywany.
- Ej!- byłem w szoku, kiedy wyciągnęła rurkę od kroplówki z wenflonu, ale ona jedynie spojrzała na mnie spode łba. W pierwszym odruchu chciałem wstać i wetknąć rurkę z powrotem, ale się powstrzymałem. – Co Ty wyprawiasz?
- Idę sie przejść. Jak chcecie, to siedźcie tu z tymi…- zrobiła pauzę, najwyraźniej szukając odpowiedniego słowa. Jej sąsiadki zamilkły.-…idiotkami. Ja muszę od nich odpocząć, bo od tej ich bezsensownej paplaniny mój mózg zamienia się w galaretę.- ledwo pohamowałem chęć parsknięcia śmiechem, Shannon zresztą też. Wstaliśmy razem z nią, bacznie obserwując kobiety. Wyglądały jakby miały się zaraz rzucić na Danielle.
- Jak uważasz.- mruknąłem i posyłając Shannonowi wymowny uśmiech, wyszedłem za kobietą z sali.- Jesteś niemożliwa.- dodałem, gdy Shannon zamknął drzwi i pozwoliłem sobie z bratem na zaśmianie się.- Żebyś widziała ich miny.
- Jeszcze trochę, a rzuciłyby sie na Ciebie.- dodał Shannon, trzymając się za brzuch.
- Tak, tak, wiem.- usiadła na jednym w krzeseł, tuż przy otwartym na oścież oknie i wystawiła twarz do słońca.- Jak tam?- otworzyła jedno oko, przelatując po nas wzrokiem, po czym ponownie je zamknęła.
- To lepiej Ty mów, co tam u Ciebie.- brat pochylił się lekko w jej stronę, więc poczyniłem to samo.- Jak się…z tym wszystkim czujesz?
- Wszystko wiecie?- zapytała, kierując twarz w naszą stronę. Jednak nie otworzyła oczu. Przyglądałem jej się, czekając z odpowiedzią. Czy wiedzieliśmy wszystko? Nie wiem. Chyba nikt nie wie tyle, co jej lekarz, a i on mógł coś przeoczyć.
- Wiemy o ciąży, o operacji.- powiedziałem w końcu. Otworzyła oczy i wlepiła wzrok we mnie. Spoglądałem w jej zielone tęczówki i wiedziałem, jest coś jeszcze. Coś, co sprawia jej ból.
- Straciłam jeden z jajników.- mówiąc to, odwróciła głowę i znów przymknęła oczy. Wydawało mi się, że zanim to zrobiła, dostrzegłem błysk, jakby zbierało jej się na płacz. Chciałem coś zrobić, wyciągnąć rękę i położyć na dłoni, kolanie bądź ramieniu. Jakoś dodać jej otuchy. Ale wiedziałem też, że nie jesteśmy na tyle blisko, by można było pozbyć się barier. Każde z nas dla obcych ludzi miało granicę tykalności, coś tak jakby aura. Granicę, której nie można naruszyć, przekroczyć. Czułem, że jej granica nieco się przesunęła, że trzyma mnie bardziej na dystans. Ale zważywszy na to, co ją spotkało, nie dziwię jej się.
- Przykro nam.- usłyszałem cichy, zachrypnięty głos brata. Odchrząknął, po czym poznałem, że czuje się niekomfortowo. Zresztą, nie tylko on.- To musi być dla Ciebie ciężkie.
- Staram się o tym nie myśleć.- westchnęła.- Będzie mi tylko trudniej zajść w ciążę w przyszłości.- spojrzała na nas, po czym uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.- W sumie to nie ma o czym mówić. – widziałem, i wiedziałem, że udaje zobojętnienie. Po pierwsze dlatego, że jej oczy nie potrafiły kłamać. Owszem, nie znam jej za dobrze, ale w oczach widziałem cierpienie i ślady po przepłakanej nocy. Poza tym jest kobietą, każda kobieta to przeżywa. Każda, a przynajmniej znaczna większość chce mieć dzieci bezproblemowo. Widząc, jak ukrywa prawdziwe uczucia, poczułem jeszcze większą przykrość z powodu tego, z czym się zmaga i po części podziwiałem ją, że ma siłę tak po prostu o tym rozmawiać. Przypuszczam także, że w nocy pozwoli sobie na kolejne łzy i żale.
- Jak nie chcesz, to nie. Ale gdybyś chciała to wiesz…- brat puścił jej oczko i poklepał się po ramieniu.-…ramię mam stworzone do pocieszania.
- Widze właśnie.- zaśmiała się.
- Już nie bądź taki pomocny, bo zacznę sobie coś dopowiadać.- spojrzałem na Shannona ostrzegawczo. Od razu pochwycił grę.
- Jaaaa? No coś Ty.- powiedział z przesadnym zdziwieniem. Danielle zaśmiała się serdecznie, a przede wszystkim szczerze- nawet jej oczy się śmiały. Poczułem dumę, że udało mi się ją na chwilę rozśmieszyć.
- No przecież widzę jakie masz plany. Uważaj na niego.- wskazałem brata palcem i poruszyłem znacząco brwiami, a ona tylko zachichotała.- To zwierze. Wiesz jak na niego mówimy?- pokręciła głową.- Shannimal.
- Żartujesz?- zapytała, a Shannon uderzył mnie pięścią w ramię. Pokręciłem głową, na co brunetka znów się zaśmiała, tym razem zakrywając dłonią usta.- Jesteście niemożliwi.- wydusiła w końcu.
- Do usług.- wykonałem skłon, a Shannon poszedł w moje ślady.
***
Wyciągnęłam telefon spod poduszki i spojrzałam na ekran. Wiadomość od: Jared.Otworzyłam wiadomość i zabrałam się za czytanie, ignorując komentarz kobiety z sąsiedniego łóżka, o tym, że jej świecę.

Mam nadzieję, że dziś w nocy już nie płaczesz. 
:)
Zdziwiona przeczytałam sms’a jeszcze raz. I kolejny. Przekręciłam się na bok, uważając by nie naruszyć szwów. Skąd on do cholery wiedział, że ja płakałam? Aż tak dobrze to było widać? Odpisałam mu krótkim pytaniem:

A skąd wiesz, że płakałam?
Na odpowiedź nie musiałam czekać zbyt długo.

Widziałem po oczach. Próbujesz być silna, to od razu widać. Ale radziłbym Ci nie ukrywać emocji, bo one zawsze wyjdą, a im później, tym większe będą przy tym fajerwerki.
Zmarszczyłam brwi i wzięłam się za szybkie odpisywanie. Gdy wklepałam już wszystko co miałam do powiedzenia, bądź jakby się ktoś czepiał szczegółów- do napisania, wysłałam smsa.

Owszem, może i masz trochę racji. Skąd te rady? Doświadczyłeś to na sobie?
Zanim kolejny sms nadszedł, zdążyłam już przysnąć. Wibracje wyrwały mnie z letargu. Machinalnie otworzyłam wiadomość i ze sklejonymi oczami zaczęłam czytać.
Wiem , że mam rację (taki już ze mnie skromny mężczyzna :) ) Skąd te rady? Z serca, i tak- doświadczyłem to na sobie, ale kto nie doświadczył? I wyobraź sobie, że mimo to, nadal zdarza mi się hamować kumulujące się emocje. A to z racji tego, że niektórym osobom po prostu nie wypada ich okazywać. Stąd moje następne pytanie: Uważasz, że nie wypada nam okazywać emocji? Dowiedziałem się o Twoim byłym narzeczonym, także o tym co zrobił. I powiem Ci, że nie zachowałaś się ani razu jakbyś miała jakiś problem…albo dostatecznie dobrze Cię nie znam, i nie byłem w stanie zauważyć zmiany w zachowaniu. Aczkolwiek zupełnie inaczej wyobrażałem sobie zachowanie osoby zdradzonej.
Już po kilku zdaniach wiadomości byłam rozbudzona, ale pod koniec oniemiała wpatrywałam się w ciąg wyrazów. Po pierwsze: kto mu do jasnej cholery, powiedział?? Po drugie: jak on śmie poruszać taki temat w zaistniałej sytuacji, kiedy to staram się o tym zapomnieć? I po trzecie: kto mu dał prawo, do oceniania mojego zachowania? Każdy zachowuje się jak chce. Musiałam się uspokoić, gdyż nie chciałam, by moja odpowiedź była zbyt napastliwa. Poważnie zastanowiłam się nad tym co mu napisać.
Tak, uważam, że nie wypada mi okazywać Wam emocji, a to z racji tego, że jesteście moimi klientami oraz- jak to określił Twój brat na pierwszym spotkaniu- jesteście moimi szefami. Dlatego nie wypada mi okazywać słabości, bólu i emocji. Nie mieszajmy pracy z prywatnym życiem, wiesz, że tego unikam. A tak poza tym: skąd wiesz o Samie?! Kto Ci powiedział? Obstawiam na Jackoba. Mam rację? Ach, i jeszcze jedno- kto Ci dał prawo do oceniania mojego zachowania? Bo nie przypominam sobie, bym na to wyraziła chęć lub zgodę.
Odpisał po kilku minutach, ale tym razem nie przysnęłam. Zdenerwowała mnie jego ostatnia wiadomość do tego stopnia, że czułam się jakbym wypiła kilka kaw.
Nie mieszajmy pracy z prywatnym życiem? Danielle, za późno, ponieważ to już dawno się stało! Trzeba było nie godzić się na pizzę i wino. Nie rozmawiać, unikać kontaktów. A teraz przypomnę Ci: kto chciał się z nami spotkać pod pretekstem omówienia spraw organizacyjnych? Na pewno nie my.

Drugą część mojego smsa najwyraźniej zignorował, uważając, że nie ma w związku z tym nic do powiedzenia. Zdenerwowana do granic możliwości, odpisałam, wbijając klawisze z siłą w telefon.
To jest śmieszne- zjedzenie pizzy i wypicie wina było dla Ciebie mieszaniem pracy z życiem prywatnym? Powiedz mi, ile w tym logiki? Bo dla mnie nie ma żadnej. Czy spotkanie służbowe nie może się odbyć z potrawami i napojami, nie ważne jakiego rodzaju? Może. Po drugie- kiedy proponowałam Jackobowi, by zapytał Was o spotkanie, nie wiedziałam jeszcze kto jest moim klientem. Jeżeli uważasz, że koniecznie chciałam się z Wami spotkać, to się grubo mylisz- nie wiedziałam wcześniej nawet o tym, że coś takiego jak 30STM istnieje. Także, daj sobie spokój z takimi oskarżeniami.

Wysłałam, a wraz z przyjściem dostarczenia, wyłączyłam telefon. Chciałam się wyspać, nie będzie mi taki ‚ważniak’ spędzać snu z powiek jakimiś bzdurnymi kłótniami. Panie Leto, znów nie pan zadziwił- kompletnie nie mogę Cię rozgryźć, jesteś zmienny i nieobliczalny.
Wsadziłam telefon z powrotem pod poduszkę i położyłam się na plecach, tępo wpatrując się w sufit, na który padało lekkie światło przez okno. Nawet nie wiem kiedy emocje opadły i znużona zasnęłam.
***
W końcu jestem wolna! Od rana tylko czekam na wypis, który mam dostać od lekarza jak przyjdzie do pracy. Jestem tak podekscytowana, że już zdążyłam się zapakować i w miarę ogarnąć łóżko i szafeczkę. Pielęgniarka zaglądała co moment, pytając, czy aby na pewno już się dobrze czuję. Oglądała gojącą się bliznę, by sprawdzić, czy po wyjęciu szwów wszystko się nadal ładnie goi. Gdy zobaczyłam wchodzącego lekarza, uśmiechnęłam sie do niego i wstałam.
- Powiedz mi…- spojrzał w kartę.- …jak pooperacyjna rana?
- Dobrze.
- Swędzi, piecze, coś sie tam dzieje niepokojącego?- pokręciłam głową. Podszedł do mnie.- Pozwól, że sam ocenię.- podniosłam bluzkę, a on odwinął bandaż i przyjrzał się ranie.- Wygląda na to, że jest dobrze. Nie, nie zawijaj.- powiedział, kiedy już chciałam na nowo okręcić brzuch bandażem.- I tak pielęgniarka musi założyć nowy przed Twoim wyjściem. Pamiętaj, żeby przemywać letnią wodą i myć tylko szarym mydłem. No i zmieniaj opatrunek rano i wieczorem.- zajrzał ponownie w kartę.- Zapiszę Ci jeszcze receptę na lek przeciwbólowy, no i za tydzień zgłoś się na kontrolę.- dotknął mojego czoła.- Gorączki też nie masz.- westchnął.- No cóż, nic Cię już tu nie trzyma. Idź zmienić opatrunek, i jak już będzie po, przyjdź do pokoju lekarskiego, dam Ci wypis i receptę.- uśmiechnął się lekko i wyszedł.
Zadowolona z siebie popędziłam do pokoju pielęgniarskiego, by poprosić o zmianę opatrunku. Na moje szczęście była tam Katherine, jedna z najmilszych pielęgniarek, z którą złapałam dobry kontakt.
- Z wielką chęcią.- odpowiedziała na moje pytanie i podeszła do szafki.- Już do domu?
- Tak, na szczęście.- odparłam, zdejmując podkoszulek.
Podeszła do mnie i posmarowała ranę jakąś maścią.
- Używaj jej, jest dobra na blizny.- wetknęła mi w rękę tubkę.- Bierz.- dodała, gdy zrobiłam wielkie oczy.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i w spokoju czekałam aż skończy bandażować.
- No, leć!- poklepała mnie po biodrze i usiadła przy stoliku, upijając kawy.
- Dzięki jeszcze raz. Odezwij się, to się umówimy na kawę.- dodałam, wkładajac jej do kieszeni kitla swoją wizytówkę.
- Na pewno się odezwę. Trzymaj się i zdrowiej!- krzyknęła za mną, gdy wyszłam. Pomachałam jej i popędziłam do gabinetu lekarskiego. Zapukałam dwa razy i poczekałam na zaproszenie. Uchyliłam delikatnie drzwi i zajrzałam do środka. Mój lekarz zaprosił mnie gestem.
- Ja po wypis i receptę.- powiedziałam. Czułam się przy nim taka malutka, jak dziecko przed nauczycielem. Gestem wskazał mi krzesło i wrócił do pisania. Rozejrzałam się po gabinecie, chcąc nieco umilić sobie oczekiwanie. Mój wzrok zatrzymał się na jednym z lekarzy, który jako jedyny mi się przyglądał. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.
- Trzymaj, to wypis. Teraz tylko recepta.- sięgnął po bloczek.- Powiedz mi jeszcze…- zamilkł na chwilę, wyciągając spod papierów moją kartę i spisując z niej dane.-…jak się czujesz psychicznie?- podniósł na mnie wzrok.
- Dobrze, zadziwiająco dobrze, jak na to co mi się przytrafiło.- odparłam, zgodnie z prawdą. Sama byłam zdziwiona tym, że nie rozpaczałam aż tak, choć zdawałam sobei sprawę z konsekwencji utraty jajnika. Zadziwiająco szybko się z tym pogodziłam.
- W razie co weź sobie wizytówkę mojego znajomego psychologa.- podał mi kartkę, którą obejrzałam i schowałam do kieszeni.- Jest na prawdę dobry.- pochwalił go i wrócił do wypełniania recepty.- To już wszystko.- podał mi ją.- Życzę zdrowia oraz tego, byś nigdy więcej nie trafiała pod mój nuż.- zaśmiałam się.- Znaczy, pod mój chyba najbezpieczniej, ale żeby nie było powodów.- dodał mało skromnie.
- Tak, rozumiem.- uścisnęłam jego rękę, którą podał ponad biurkiem.- Dziękuję za wszystko.
- Ja również.
Wyszłam z pokoju jak nowo narodzona. Niemalże biegiem dotarłam o sali, z której zabrałam swoje rzeczy i jak najszybciej opuściłam szpital. Na dworze świeciło słońce, dopełniając uczucie szczęścia, które płynęło w moich żyłach. Pod szpitalem czekał na mnie Jackob. Wziął ode mnie torbę i załadował do bagażnika. Wsiadłam do samochodu i nie czekajac na pozwolenie włączyłam radio. Wyszczerzyłam się do wsiadającego szefa.
- Dziś jest Dzień dobroci dla zwierząt.- powiedział, gdyż nie znosił słuchać muzyki przy prowadzeniu, a ja dość często zastanawiałam się, po co mu w takim razie radio w samochodzie. Żartobliwie dałam mu kuksańca w ramię i poruszyłam znacząco brwiami.- Coś taka szczęśliwa?
- A Ty po tygodniu spędzonym w szpitalu nie tęskniłbyś za światem zewnętrznym?- zapytałam retorycznie.- Po prostu jest taka ładna pogoda, a ja się czuję świetnie.- powiedziałam.- No i w dodatku jadę…- zamilkłam. Do domu? Nie mam domu.
- Do domu.- dokończył za mnie Jackob. Nie chcąc się zagłębiać i tłumaczyć mu, że przecież mieszkam w hotelu, zamilkłam.
Zdziwiłam się, gdy zamiast w stronę hotelu, Jackob skręcił w inną ulicę, ale pomyślałam, że chce ominąć korki. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu, i odsunęłam nieco pas od rany.
- Danielle?
- Mhm?
- Jedziesz do domu.- powtórzył, a ja ściągnęłam brwi. On robi ze mnie idiotkę, czy się zgrywa?
- Hotelu nie nazwiesz domem.
- Nie mówię o hotelu.- tym razem poczułam się jak wariatka. Dobrze słyszę? Ja zwariowałam, czy on? A może o czymś nie pamiętam?- Sam…miał wyrzuty sumienia. Za Wasze wspólne pieniądze kupił Ci dom.- wyjaśnił w końcu.
- Za nasze wspólne pieniądze…- mruknęłam.- Ach, tak! Przecież zbieraliśmy na dom dla nas.- walnęłam się dłonią w czoło.- Zapomniałam o nich. Ale przecież…nie starczyłoby na dom.
- Mnie nie pytaj skąd wziął pieniądze. Nie wiem ani ile kosztował, ani ile pieniędzy miał Sam. Wiem tylko, że mam Cie tam zawieźć. Sam już przewiózł z hotelu Twoje rzeczy.- wyjaśnił.
- On chyba myśli, że jak się postara, to mu wybaczę…- westchnęłam ciężko.
- Doszedłem do tego samego wniosku.- szef pokiwał głową.- Ale znając Ciebie, na nic to się nie zda.
- Dobrze mnie znasz.- zapewniłam go.
- Jesteśmy na miejscu.- zwolnił i zatrzymał się pod domem. Wybałuszyłam oczy, nie wierząc w to, co widzę.
***
Uśmiechnąłem sie do dziennikarki. Kolejny męczący wywiad, zawierający te same pytania. Staraliśmy się z chłopakami chociaż trochę urozmaicić odpowiedzi, żeby fani mogli wyczytać coś więcej między wierszami, ale i tak miałem już dość ciągłego odpowiadania na te same tematy. Kobieta wyłączyła dyktafon i wstała, a my poszliśmy w jej ślady. Podała każdemu z nas rękę i pożegnaliśmy się.
- Nuuuudy.- powiedział Shannon, gdy opuszczaliśmy budynek.
- Owszem. Dużo lepsze pytania padają od fanów na forach. Boże, kto to zatrudnił tą kobietę jako dziennikarkę?- dodał od siebie Tomo.
- Jest dobra, czego chcecie.- powiedziałem, a oni zmierzyli mnie srogimi, ale i zdziwionymi spojrzeniami.
- O.- Tomo otworzył przy tym szeroko usta.- Tobie nigdy się nic nie podoba, a tu nagle coś jednak przypadło do gustu?
- Tak, na przekór nam. Jak zwykle.- dodał Shannon.
- Zamknijcie się już.- westchnąłem.- Trzeba wracać do domu.
- Hola, hola, nie tak szybko.- tuż obok mnie, niemalże wyrosła Emma.- Do jakiego domu? Mieliśmy jeszcze ustalić parę rzeczy, które macie do zrobienia w przyszłym tygodniu.
- Emma?- zapytałem z przekąsem.- Jest coś takiego jak telefon.- pomachałem jej moim BB przed nosem. Odepchnęła moją rękę i spojrzała w oczy.
- Telefon, telefon, telefon.- powiedziała wściekle.- Jared, widzisz coś po za nim? Potrafisz wyjść bez niego z domu?
- Tak.- schowałem sprzęt do kieszeni.
- Uważaj, bo Ci wierzę. Za pół godziny w moim biurze.- powiedziała.- I nie ma ale!- dodała, gdy otwierałem usta.- Już!- wskazała ręką samochód, a brat z Tomo posłusznie poszli w stronę auta.- Jared?
- Dobrze, MAMO.- prychnąłem i poszedłem za chłopakami. Wiem, zachowuję się jak dupek, ale po prostu, to wszystko tak bardzo mnie męczy. Sprawia radość, jest sensem życia, ale męczy. Czy kiedyś coś dla kogoś było lub będzie idealne? Chyba nie. Zapakowałem tyłek do samochodu i wsadziłem słuchawki do uszu. Chciałem sobie umilić drogę na katusze (czyt. do biura Emmy), więc włączyłem iPoda i puściłem byle jakie utwory, żeby tylko coś grało. Podziwiałem widoki zza okna, gdy mój telefon zawibrował w kieszeni. Wyciągnąłem go, spoglądając od kogo przyszła wiadomość, z zamiarem zignorowania jej. Ale gdy zobaczyłem na ekranie malutkie literki, układające się w imię Danielle natychmiast otworzyłem wiadomość.
Przepraszam za mój wybuch. Przez te kilka dni ochłonęłam i stwierdziłam, że nie ma co się obrażać. Wiem, że chciałeś dobrze, ale to, że wiesz o moich problemach z Samem tylko mnie zdenerwowało. Byłam wściekła i na Ciebie i na Jackoba, który Ci o tym powiedział. Bezsensownie. Tak czy siak, jestem już w domu, w moim nowym domu! Wypuścili mnie dziś z tego więzienia :) W końcu. W związku z tym, chciałabym zaprosić Cię, Shannona i Tomo na kolację. Co Ty na to? :)
Uśmiechnąłem się pod nosem. Ona jest niemożliwa. Już myślałem, że nigdy się nie odezwie. W sumie to ja powinienem ją przeprosić, bo wtykałem nos w nie swoje sprawy. Prawda- zareagowała trochę agresywnie, ale według mnie miała prawo. Nie powinienem był poruszać tego tematu, zwłaszcza wtedy. Poza tym też dałem się sprowokować, sam się zdenerwowałem. A pomysł z kolacją mi się spodobał, nie dość, że będziemy mogli obejrzeć jej nowy dom, to jeszcze się najemy- jeśli jest dobrą kucharką. No i pozna Tomo, polubią się. Zabrałem się za odpisywanie.

Nie przepraszaj, to ja Cię przepraszam. Nie wiem co mnie wtedy pokusiło, by mówić o Twoich problemach i pewnie jeszcze bardziej Cię dobijać. Co do spotkania- powiedz gdzie mieszkasz, i o której mamy być, a na pewno wpadniemy. 
Po chwili dostałem smsa z namiarami, oraz żebyśmy byli na 20. Wyjąłem słuchawki z uszu i spojrzałem na pochłoniętych w rozmowie przyjaciół (brat to w końcu też przyjaciel!).
- Przepraszam, że przerwę, ale mamy już plany na wieczór.- wyszczerzyłem się jak głupi, gdy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.- Danielle już w domu. Zaprasza nas na 20 na kolację. Zgodziłem się.- wyjaśniłem, gdy nadal wymownie milczeli.
- To jak Was nie będzie, to ja się spotkam z Vicki.- odparł Tomo.
- Ej, Ty też jesteś zaproszony.- wypaliłem.
- No…doobra.- mruknął.
- Czemu tak bez życia?- zapytał go Shannon.
- Jak mam wybierać między kobietą, której nie znam, a kobietą z którą mogę przeżyć kolejną niezapomnianą…
- Nie kończ.- przerwałem mu, krzywiąc się.- Idziesz z nami. Musicie się poznać.
- Dobra, dobra.- machnął ręką.
Zadowolony znów wróciłem do słuchania muzyki i przyglądania się mijanym okolicom. Zabrałem się za planowanie dnia pomiędzy wyjściem z biura Emmy, a kolacją u Danielle. Stwierdziłem, że najlepiej będzie uciąć sobie drzemkę. Jestem zmęczony, i nie wiem, czy dotrwałbym nawet do 22

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz