Rozejrzałam się jeszcze po
pokoju, by upewnić się, że niczego nie zapomniałam. Gdy upewniłam się, że
wszystko mam, wyszłam z mieszkania. Szybko pozamykałam zamki w drzwiach i
ruszyłam po schodach na dół. W drzwiach do bloku wpadłam na Sama. Odwróciłam wzrok.
Miałam zamiar jak najszybciej go wyminąć i iść do samochodu Jackoba. Na moje
nieszczęście, złapał mnie za rękę.
- Porozmawiajmy.- powiedział, gdy rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
- Nie mamy o czym.- skwitowałam przez zaciśnięte zęby. Chwilę milczał, ale nie puścił mojej ręki.
- Gdzie idziesz?- zapytał w końcu.
- To chyba nie Twoja sprawa, nie sądzisz?
- A o której będziesz?
- Nie wiem, mam zamiar wskoczyć do łóżek kilku żonatych mężczyzn, tak, żeby popsuć ich związki.- zaśmiałam się gorzko.- Nie wiem o której będę, pewnie rano.- dodałam kpiącym tonem.
- Danielle…
- Daruj sobie.- syknęłam.- Czy Ty na prawdę myślisz, że masz jakiekolwiek szanse, na to by mnie odzyskać, po tym wszystkim co zrobiłeś?
- Posłuchaj…
- Puść mnie, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.- wyszarpnęłam mocno rękę.- Na prawdę tracisz czas, nie będziemy już nigdy ze sobą.- dodałam na odchodne. Szybko przesunęłam wzrokiem po okolicy, szukając samochodu szefa, ale najwyraźniej mężczyzna jeszcze nie przyjechał. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i obróciłam się za siebie. Sam znikł, najwyraźniej stwierdził, że rzeczywiście nie ma już szans, i wycofał się do domu. Nie jestem silna. Uwierzcie mi, boli jak cholera, no bo w końcu mu ufałam, prawda? Zaplanowałam sobie całe życie z nim u boku. Kładliśmy się w nocy spać, i gdy wtulona w niego, powoli zapadałam w sen, wyobrażałam sobie wiele rzeczy- nasz ślub, nasze dziecko, wszystko. Nowe mieszkanie, a raczej ogromny dom, który powoli zapełniałby się naszymi dziećmi. Bo chciałabym mieć co najmniej dwójkę maluchów, najlepiej trójkę. Wtedy byłoby idealnie. Jedyna pocieszająca rzecz, to to, że na świecie jest wielu mężczyzn, a marzenia przecież się spełniają. Nawet jedno dziecko będzie dla mnie wielkim szczęściem.
Postanowiłam przejść się po okolicy, tak by nie stać bezczynnie pod klatką. Jeszcze Sam mnie wypatrzy z okna, i sobie coś pomyśli. Nie chcę, żeby się domyślił co tak na prawdę czuję, chce, żeby widział, że jestem silna, że nie zranił mnie tak bardzo. Nie chcę mu dawać satysfakcji. Usiadłam na ławeczce tuż obok zielonego płotu okrążającego plac zabaw i spojrzałam po raz kolejny, niecierpliwie na zegarek. Gdzie ten Jackob? Czemu go jeszcze nie ma? Czyżby stał gdzieś w korku? W sumie o tej porze to całkiem możliwe. Wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. To przykre, że do tego, by mieć choć chwilę szczęście potrzebuję zasranego papierosa. Po co ja w ogóle zaczynałam palić? Przecież to dla słabych. Ludzie, którzy są silni, nie potrzebują nałogów- albo inaczej, nie potrzebują takich nałogów. Sama już nie wiem, pozuję na silną, staram się być silna, ale czy tak na prawdę mam tą siłę w sobie? Czy to tylko maska, która już na stałe wpasowała się w moje życie? Czy potrafię żyć inaczej, być inną? Jaka jestem na prawdę?
Jedna chwila i potrafi wywrócić człowiekowi życie do góry nogami. W sumie życie składa się z samych chwil, lepszych, gorszych, ale każda wpływa na jego jakość. Zaledwie przedwczoraj zobaczyłam Sama z tą dziewczyną, a moje życie jest już niemal całkowicie inne od tego, które prowadziłam dotychczas.
Szybko wytarłam łzę, która spłynęła po moim policzku. Otrząsnęłam się, wzięłam kilka oddechów, i postanowiłam nie myśleć o tym wszystkim. Bycie silną, a raczej udawanie silnej jest wygodniejsze. Chociaż czuję, że to wszystko się po prostu we mnie zbiera, kumuluje, że już niedługo nie wytrzymam i wybuchnę. Ale do tego czasu nie dam po sobie nic poznać, bo co innych obchodzi moje życie prywatne? Dla Jackoba najważniejsze jest jak wykonuję swoją pracę i jakie są tego efekty. Dopóki daję z siebie wszystko, będzie w porządku. Dlatego muszę być silna. Prawda?
W tym samym momencie, kiedy wyrzucałam papierosa, na podwórze wjechał Jackob. Wstałam pospiesznie i ruszyłam w jego kierunku. Odwzajemniłam uśmiech i wsiadłam do samochodu. W środku było chłodniej niż na dworze. Jackob nie wytrzymałby za żadne skarby świata w wakacje w samochodzie bez klimatyzacji. I w tym momencie byłam mu po cichu wdzięczna, gdyż ten chłód nieco ostudził moje emocje.
- Masz.- powiedział, podając mi kartonowy kubek z kawą. Wzięłam go szybko do ręki i upiłam łyk zimnego napoju.- Co u Sama?- zagaił, najwyraźniej chcąc być miłym.
- W porządku.- uśmiechnęłam się, w duchu prosząc, by nie ciągnął tego tematu. Nie był osobą, której mogłabym sie zwierzyć, zwłaszcza, że był moim szefem. Poza tym wątpię by chciał wysłuchiwać moje lamenty i skargi na życie, że jest takie okrutne.- A Ty? Kiedy w końcu znajdziesz sobie żonę?
- Kobiety nie są dla mnie.- spojrzał w lusterko wsteczne, po czym posłał mi szeroki uśmiech.- Znaczy wiesz, kocham kobiety, ale wszystkie. Nie mógłbym z nich zrezygnować dla tej jedynej, bo nie wierzę, że taka istnieje.- dodał.
- I tu się różnimy.- mruknęłam.- Dla mnie każdy facet z którym jestem jest tym jedynym. I wiesz co? W sumie to chyba jestem głupia.
- Zgadzasz się z moimi poglądami? Danielle, dobrze się czujesz?- zaśmiał sie serdecznie.- Czyżby coś się między wami psuło?- zapytał. Przeklęłam się w duchu, za swoją szczerość.
- Tak, tak to można określić.- nagle zaczęłam się interesować widokami za oknem. Jackob był nieugięty.
- Pokłóciliście się? Wiesz, to nie koniec świata.- dodał, gdy po moim policzku spłynęłam jedna niekontrolowana łza. Szybko ją wytarłam i zamknęłam oczy.- Nie przejmuj się jedną, głupią kłótnią, jutro pewnie się pogodzicie.
- Niestety obawiam się, że to nie jest jakaś tam głupia kłótnia.
- To znaczy?- naciskał.
- To znaczy…- zawahałam się, opierając czoło o zimną szybę.- Sam mnie zdradzał, przyłapałam go.
- Acha, to o to chodzi.- zamilkł na dłuższą chwilę. Ja natomiast podziwiałam widoki za oknem, jakby były czymś najcudowniejszym na świecie i nie miałam nawet zamiaru kontynuować tematu.
W ciszy dojechaliśmy do biura. Szybko weszłam do budynku i ruszyłam do swojego gabinetu. Nie to, że uciekałam przed Jackobem, ale potrzebowałam po prostu być teraz sama. Usiadłam za biurkiem i zadzwoniłam do firmy kateringowej. Złożyłam zamówienie na przyjęcie chłopaków z zespołu i rozłączyłam się. Wzorów zaproszeń nie musiałam szukać, bo leżały rozłożone na biurku. Najwyraźniej Jackob zadzwonił do Monic, naszej sekretarki, aby mi je dostarczyła przed wyjściem z pracy. Dziękując mu w duchu, wyciągnęłam z torby laptopa i rozłożyłam na biurku, uruchamiając go. Postanowiłam posłuchać muzyki owych gwiazd, gdy zadzwonił mój telefon. Widząc zastrzeżony numer, z wahaniem odebrałam.
- Halo?
- Dzień Dobry. Jared Leto z tej strony.
- Ach, Dzień Dobry.- położyłam telefon na biurku i włączyłam głośnomówiący.- W czym mogę pomóc?
- Potrzebuję numeru faks, aby przefaksować pani listę gości.
- Proszę, mów mi Danielle.- uśmiechnęłam się lekko. Ten jego oficjalny ton. Zupełnie inny, od tego luźnego na spotkaniu.- Już dyktuję, tylko znajdę w notesie.- przekartkowałam go i podyktowałam mu numer, który napisał i powtórzył.- A, mam dla Was wzory zaproszeń.
- To wspaniale. Kiedy pasowałoby Ci się spotkać i je przejrzeć?
- Jak najszybciej. Muszę je dać do druku i zlecić wysłanie.
- Mogę podjechać nawet dziś. Pasuje? Czy nie do końca?
- Pasuje, dziś siedzę w biurze do późna, więc jak chcesz, to przyjedź. Znasz adres?
- Tak, znam. W takim razie niedługo wyrwę się ze studia i już jadę. No i przywiozę już tę listę, zamiast ją faksować. Do zobaczenia, Danielle.
- Do zobaczenia.- odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam.
Moje myśli ucichły, jakby zasłonięte ciężką ołowianą chmurą. Próbowała się na czymś skupić, ale nie mogłam. Zwalając swój stan na karb niewyspania, wypiłam resztkę kawy i spojrzałam na zegarek. Zdecydowanie za często zwracam dziś uwagę na czas, a to tylko mnie denerwowało. Siadłam więc z powrotem przed komputerem i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę. W sumie nic specjalnego, pomyślałam, wystukując o biurko palcem wskazującym rytm. Zawsze tak robiłam, niezależnie od tego, czy lubiłam daną muzykę, czy nie. Po prostu nigdy nie mogłam się powstrzymać. Po pewnym czasie zaczęłam się jednak nieco wkręcać- oni nie byli tacy źli. Nie byli też przeciętni. Ale tak czy siak, ich muzyka nie do końca do mnie przemawiała. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu i poszperałam w internecie w poszukiwaniu jakichś innych informacji o zespole. Przed oczami mignął mi napis „Echelon”. Natychmiast kliknęłam na dany odnośnik i zostałam przekierowana na jakiś blog o nich. Przeczytałam kilka zdań opisujących bloga. Echelon, jedna wielka rodzina. A więc to tak- swoich fanów określali rodziną. Sprytne. Niezły chwyt marketingowy. Trzeba im przyznać, mają na siebie pomysł. Wróciłam na stronę główną bloga i otworzyłam link, który jak się okazało prowadził do filmiku na youtube z ich wywiadem. Posłuchałam chwilę, zastanawiając się nad ich zachowaniem. Jared wyluzowany, najczęściej odpowiadał na pytania. Tomo rzucał luźnymi, całkiem zabawnymi tekstami. Natomiast Shannon odpowiadał krótko, zdawkowo. To wyjaśnia dlaczego tak się zachowywał w kawiarni. Może on po prostu ma taką naturę? Może po prostu źle odebrałam jego zachowanie, i niepotrzebnie zaatakowałam? Nie, miałam pełne prawo tak zareagować na to co powiedział.
Wyłączyłam okno z ich wywiadem i wstałam. Postanowiłam wyjść przed budynek i zapalić. Po drodze zajrzałam jeszcze do gabinetu Jackoba, ale nie było go. Wzruszyłam ramionami, zdziwiona, że go nie zastałam, i ruszyłam dalej. Czułam się dziwnie, zupełnie nie tak jak zwykle, w tym budynku. W ciągu doby zmieniłam w sumie nastawienie to wszystkiego. Ale czy to dziwne? Pchnęłam potężne drzwi wejściowe i wyszłam na ulicę. Wyminęłam parę idącą prosto na mnie i stanęłam z boku, odpalając papierosa. Wraz z pierwszym wypuszczonym dymem uciekły wszystkie myśli. Tak, papieros mnie odstresowywał, gdy paliłam, liczyła się tylko ta biała rurka i dym, który drapał moje gardło. Jednak nie tym razem. Po chwili po mojej głowie zaczęła się kołatać najbardziej niechciana myśl ostatnich godzin: ‚Dlaczego on to zrobił?’. Nie chciało do mnie dotrzeć, mimo wszystko, że on mnie zdradzał. Czy to moja wina? Czy nie dawałam mu wszystkiego co potrzebował? Wydaje mi się, że dawałam mu więcej niż jakakolwiek inna kobieta byłaby w stanie, a jednak- nie tyle, by dostatecznie go zadowolić i utrzymać przy sobie. To było takie dobijające. Tak, to dobre słowo. Bo co ze mnie za kobieta, skoro nie umiem nawet zatrzymać przy sobie faceta?
Stop.
Przestań!
Cholera, przecież znam swoją wartość, to on po prostu nie wiedział ile miał. Nie szanował mnie, nie doceniał. Nie powinnam obarczać się winą. Przecież tyle się nasłuchałam od zdradzonych koleżanek i gadały to samo co ja: czemu nie dałam mu tyle ile potrzebował? Co zrobiłam źle? Tłumaczyłam im długo, aż do skutku, że nie zawiniły niczym, że to oni po prostu nie doceniali tego co mają. A teraz sama myślę tak jak one. nie mogę sobie na to pozwolić, to nie może być tak. Jestem silna, nie dam sobą pomiatać. Nie mogę dać się zwariować.
Wyrzuciłam niedopałek i przydepnęłam obcasem. Stałam z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzyłam na ludzi. Nieobecna, poczułam szturchnięcie. Odwróciłam się, z chęcią naskoczenia na osobę, która tak perfidnie na mnie wpadła, gdy przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego Leto.
- To było..- zaczęłam, ale przerwałam. Uśmiechnęłam się do niego lekko.- Chodź.- ruszyłam w stronę drzwi.
- Może jakieś…’cześć’? Czy coś?- usłyszałam rozbawiony głos mężczyzny. Odwróciłam się do niego.
- Cześć.- otworzyłam drzwi.- Zadowolony?- dodałam, wchodząc do środka i kierując się do biura.
- Zadowolony.- przytaknął.
Weszłam do gabinetu i usiadłam na swoim krześle, a za mną wszedł mężczyzna. Zamknął drzwi i zajął miejsce po drugiej stronie biurka. Nie chcąc tracić czasu podałam mu katalog z zaproszeniami.
- Ty sobie przeglądaj, a ja zajmę się tą listą, ok?- powiedziałam, wyciągając w jego stronę rękę. Wygrzebał z kieszeni w spodniach złożone kartki i podał mi je. Rozwinęłam listę, która liczyła około 300 osób? Przebiegłam po niej wzrokiem, po czym włożyłam pierwszą stronę do skanera. Zeskanowałam stronę i otworzyłam na komputerze. Musiałam sie upewnić, ze zeskanowało się jako dokument tekstowy, a nie obraz, jak to czasem potrafiło się dziać. Gdy upewniłam sie, że wszystko jest dobrze, zeskanowałam resztę.
- Mogłabyś mi pomóc?- usłyszałam niepewną prośbę. Spojrzałam na Jareda pytająco.- Spójrz.- wskazał głową na album. Dwie kartki były sklejone. No pięknie. Wstałam i okrążyłam biurko.
- Chyba zostało zalane.- mruknełam, zastanawiając się jak to rozczepić, żeby nie podrzeć papieru, ale nic nie przyszło mi do głowy.- Nie wiem, zostaw to. Może coś innego Cię zainteresuje.
- W porządku.- napotkałam jego spojrzenie.- Zawsze taka jesteś?- zapytał niespodziewanie.
- Ja-jaka?- wyjąkałam zaskoczona.
- Taka…nie wiem. Zamknięta? Wydajesz się być niedostępna, surowa, profesjonalna.- zmierzył mnie wzrokiem.
- Wydaje Ci sie.- podrapałam się po karku.
- Może tak…- znów zajął się zaproszeniami. Przejrzał kilka stron.- O, takie byłby fajne.- wskazał palcem na jedną z nich.
- Całkiem, całkiem.- przytaknęłam, nachylając się za nim zerkając mu przez ramie.- Chociaż wydają mi się trochę…mdłe. Wasze powinny być raczej wyraziste, charakterystyczne.- dodałam. Spojrzałam na niego i dostrzegłam wpatrujące się we mnie jasnoniebieskie tęczówki. Spojrzenie wydawało się być zarazem chłodne i jednocześnie ciepłe. Intrygujące. Uśmiechnęłam się lekko i znów spojrzałam na album. Przełożyłam kilka stron i znalazłam coś idealnego.- Ten wzór jest chyba odpowiedni.
- Masz racje.- również spojrzał na zaproszenie.- Ty to masz oko.- spojrzał na mnie i puścił mi oczko.- Ja to bym pewnie wybrał tamto, nawet nie przeglądając reszty. Tak, to będzie znacznie lepsze.- postukał palcem w zaproszenie.
- To co? Może wyśle numer zaproszenia i listę gości do drukarni?- zaproponowałam, siadając z powrotem za biurkiem.
- Dobra. 223412- przedyktował numer, a ja wpisałam go na górze listy gości. Wszystkie strony zalinkowałam i wysłałam na maila drukarni. Wystukałam na telefonie stacjonarnym numer drukarni i czekałam na połączenie.
- Drukarnia okolicznościowa, słucham?- rozpoznałam głos Victora.
- Cześć Victor.- powiedziałam wesołym głosem.
- Danielle?- w głosie słyszałam radość.- Dawno nie rozmawialiśmy. Jak tam u Ciebie?
- Wszystko w porządku.- odparłam szybko, spoglądając na Jareda, który udawał, że w skupieniu studiuje resztę albumu.- A u Ciebie?
- Po staremu. Wczoraj skończył mi się urlop.
- Ja mam swój przed sobą, ale nie mam kiedy wykorzystać.- westchnęłam.- Ale ja nie w tej sprawie.- zaśmiałam sie, na co Jared podniósł głowę i popatrzył na mnie. Wytrzymałam jego spojrzenie, co było dosyć ciężkie, ze względu na tą przenikliwość.- Wysłałam Ci maila z kilkoma załącznikami. Znajdziesz tam numer wzoru zaproszeń no i listę nazwisk i adresów, które masz umieścić na kopertach. Standard.- dodałam.
- Dobra, zaraz to sprawdzę.- w tle usłyszałam wstukiwanie klawiszy klawiatury.- Jeszcze nie doszedł, ale pewnie niedługo dojdzie.
- Dobra, bo miałabym prośbę, żebyście to wydrukowali jak najszybciej się da i rozesłali.- po moich słowach zapadła chwilowa cisza.- Victor?
- Tak, tak, jestem. Przeglądam grafik.- mruknął.- Mogę to zamówienie upchnąć na środę.- oznajmił w końcu.
- Skoro szybciej się nie da…
- Słuchaj, i tak wciskam Cię na styk. Normalnie musiałabyś poczekać około 2 tygodni.
- Rozumiem, dziękuję.- ponownie westchnęłam, mocniej zaciskając palce na słuchawce.- No nic, to będę dzwoniła w środę. Trzymaj się.
- No, Ty też. Cześć.
- Pa.- odłożyłam słuchawkę.
- Porozmawiajmy.- powiedział, gdy rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
- Nie mamy o czym.- skwitowałam przez zaciśnięte zęby. Chwilę milczał, ale nie puścił mojej ręki.
- Gdzie idziesz?- zapytał w końcu.
- To chyba nie Twoja sprawa, nie sądzisz?
- A o której będziesz?
- Nie wiem, mam zamiar wskoczyć do łóżek kilku żonatych mężczyzn, tak, żeby popsuć ich związki.- zaśmiałam się gorzko.- Nie wiem o której będę, pewnie rano.- dodałam kpiącym tonem.
- Danielle…
- Daruj sobie.- syknęłam.- Czy Ty na prawdę myślisz, że masz jakiekolwiek szanse, na to by mnie odzyskać, po tym wszystkim co zrobiłeś?
- Posłuchaj…
- Puść mnie, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.- wyszarpnęłam mocno rękę.- Na prawdę tracisz czas, nie będziemy już nigdy ze sobą.- dodałam na odchodne. Szybko przesunęłam wzrokiem po okolicy, szukając samochodu szefa, ale najwyraźniej mężczyzna jeszcze nie przyjechał. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i obróciłam się za siebie. Sam znikł, najwyraźniej stwierdził, że rzeczywiście nie ma już szans, i wycofał się do domu. Nie jestem silna. Uwierzcie mi, boli jak cholera, no bo w końcu mu ufałam, prawda? Zaplanowałam sobie całe życie z nim u boku. Kładliśmy się w nocy spać, i gdy wtulona w niego, powoli zapadałam w sen, wyobrażałam sobie wiele rzeczy- nasz ślub, nasze dziecko, wszystko. Nowe mieszkanie, a raczej ogromny dom, który powoli zapełniałby się naszymi dziećmi. Bo chciałabym mieć co najmniej dwójkę maluchów, najlepiej trójkę. Wtedy byłoby idealnie. Jedyna pocieszająca rzecz, to to, że na świecie jest wielu mężczyzn, a marzenia przecież się spełniają. Nawet jedno dziecko będzie dla mnie wielkim szczęściem.
Postanowiłam przejść się po okolicy, tak by nie stać bezczynnie pod klatką. Jeszcze Sam mnie wypatrzy z okna, i sobie coś pomyśli. Nie chcę, żeby się domyślił co tak na prawdę czuję, chce, żeby widział, że jestem silna, że nie zranił mnie tak bardzo. Nie chcę mu dawać satysfakcji. Usiadłam na ławeczce tuż obok zielonego płotu okrążającego plac zabaw i spojrzałam po raz kolejny, niecierpliwie na zegarek. Gdzie ten Jackob? Czemu go jeszcze nie ma? Czyżby stał gdzieś w korku? W sumie o tej porze to całkiem możliwe. Wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. To przykre, że do tego, by mieć choć chwilę szczęście potrzebuję zasranego papierosa. Po co ja w ogóle zaczynałam palić? Przecież to dla słabych. Ludzie, którzy są silni, nie potrzebują nałogów- albo inaczej, nie potrzebują takich nałogów. Sama już nie wiem, pozuję na silną, staram się być silna, ale czy tak na prawdę mam tą siłę w sobie? Czy to tylko maska, która już na stałe wpasowała się w moje życie? Czy potrafię żyć inaczej, być inną? Jaka jestem na prawdę?
Jedna chwila i potrafi wywrócić człowiekowi życie do góry nogami. W sumie życie składa się z samych chwil, lepszych, gorszych, ale każda wpływa na jego jakość. Zaledwie przedwczoraj zobaczyłam Sama z tą dziewczyną, a moje życie jest już niemal całkowicie inne od tego, które prowadziłam dotychczas.
Szybko wytarłam łzę, która spłynęła po moim policzku. Otrząsnęłam się, wzięłam kilka oddechów, i postanowiłam nie myśleć o tym wszystkim. Bycie silną, a raczej udawanie silnej jest wygodniejsze. Chociaż czuję, że to wszystko się po prostu we mnie zbiera, kumuluje, że już niedługo nie wytrzymam i wybuchnę. Ale do tego czasu nie dam po sobie nic poznać, bo co innych obchodzi moje życie prywatne? Dla Jackoba najważniejsze jest jak wykonuję swoją pracę i jakie są tego efekty. Dopóki daję z siebie wszystko, będzie w porządku. Dlatego muszę być silna. Prawda?
W tym samym momencie, kiedy wyrzucałam papierosa, na podwórze wjechał Jackob. Wstałam pospiesznie i ruszyłam w jego kierunku. Odwzajemniłam uśmiech i wsiadłam do samochodu. W środku było chłodniej niż na dworze. Jackob nie wytrzymałby za żadne skarby świata w wakacje w samochodzie bez klimatyzacji. I w tym momencie byłam mu po cichu wdzięczna, gdyż ten chłód nieco ostudził moje emocje.
- Masz.- powiedział, podając mi kartonowy kubek z kawą. Wzięłam go szybko do ręki i upiłam łyk zimnego napoju.- Co u Sama?- zagaił, najwyraźniej chcąc być miłym.
- W porządku.- uśmiechnęłam się, w duchu prosząc, by nie ciągnął tego tematu. Nie był osobą, której mogłabym sie zwierzyć, zwłaszcza, że był moim szefem. Poza tym wątpię by chciał wysłuchiwać moje lamenty i skargi na życie, że jest takie okrutne.- A Ty? Kiedy w końcu znajdziesz sobie żonę?
- Kobiety nie są dla mnie.- spojrzał w lusterko wsteczne, po czym posłał mi szeroki uśmiech.- Znaczy wiesz, kocham kobiety, ale wszystkie. Nie mógłbym z nich zrezygnować dla tej jedynej, bo nie wierzę, że taka istnieje.- dodał.
- I tu się różnimy.- mruknęłam.- Dla mnie każdy facet z którym jestem jest tym jedynym. I wiesz co? W sumie to chyba jestem głupia.
- Zgadzasz się z moimi poglądami? Danielle, dobrze się czujesz?- zaśmiał sie serdecznie.- Czyżby coś się między wami psuło?- zapytał. Przeklęłam się w duchu, za swoją szczerość.
- Tak, tak to można określić.- nagle zaczęłam się interesować widokami za oknem. Jackob był nieugięty.
- Pokłóciliście się? Wiesz, to nie koniec świata.- dodał, gdy po moim policzku spłynęłam jedna niekontrolowana łza. Szybko ją wytarłam i zamknęłam oczy.- Nie przejmuj się jedną, głupią kłótnią, jutro pewnie się pogodzicie.
- Niestety obawiam się, że to nie jest jakaś tam głupia kłótnia.
- To znaczy?- naciskał.
- To znaczy…- zawahałam się, opierając czoło o zimną szybę.- Sam mnie zdradzał, przyłapałam go.
- Acha, to o to chodzi.- zamilkł na dłuższą chwilę. Ja natomiast podziwiałam widoki za oknem, jakby były czymś najcudowniejszym na świecie i nie miałam nawet zamiaru kontynuować tematu.
W ciszy dojechaliśmy do biura. Szybko weszłam do budynku i ruszyłam do swojego gabinetu. Nie to, że uciekałam przed Jackobem, ale potrzebowałam po prostu być teraz sama. Usiadłam za biurkiem i zadzwoniłam do firmy kateringowej. Złożyłam zamówienie na przyjęcie chłopaków z zespołu i rozłączyłam się. Wzorów zaproszeń nie musiałam szukać, bo leżały rozłożone na biurku. Najwyraźniej Jackob zadzwonił do Monic, naszej sekretarki, aby mi je dostarczyła przed wyjściem z pracy. Dziękując mu w duchu, wyciągnęłam z torby laptopa i rozłożyłam na biurku, uruchamiając go. Postanowiłam posłuchać muzyki owych gwiazd, gdy zadzwonił mój telefon. Widząc zastrzeżony numer, z wahaniem odebrałam.
- Halo?
- Dzień Dobry. Jared Leto z tej strony.
- Ach, Dzień Dobry.- położyłam telefon na biurku i włączyłam głośnomówiący.- W czym mogę pomóc?
- Potrzebuję numeru faks, aby przefaksować pani listę gości.
- Proszę, mów mi Danielle.- uśmiechnęłam się lekko. Ten jego oficjalny ton. Zupełnie inny, od tego luźnego na spotkaniu.- Już dyktuję, tylko znajdę w notesie.- przekartkowałam go i podyktowałam mu numer, który napisał i powtórzył.- A, mam dla Was wzory zaproszeń.
- To wspaniale. Kiedy pasowałoby Ci się spotkać i je przejrzeć?
- Jak najszybciej. Muszę je dać do druku i zlecić wysłanie.
- Mogę podjechać nawet dziś. Pasuje? Czy nie do końca?
- Pasuje, dziś siedzę w biurze do późna, więc jak chcesz, to przyjedź. Znasz adres?
- Tak, znam. W takim razie niedługo wyrwę się ze studia i już jadę. No i przywiozę już tę listę, zamiast ją faksować. Do zobaczenia, Danielle.
- Do zobaczenia.- odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam.
Moje myśli ucichły, jakby zasłonięte ciężką ołowianą chmurą. Próbowała się na czymś skupić, ale nie mogłam. Zwalając swój stan na karb niewyspania, wypiłam resztkę kawy i spojrzałam na zegarek. Zdecydowanie za często zwracam dziś uwagę na czas, a to tylko mnie denerwowało. Siadłam więc z powrotem przed komputerem i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę. W sumie nic specjalnego, pomyślałam, wystukując o biurko palcem wskazującym rytm. Zawsze tak robiłam, niezależnie od tego, czy lubiłam daną muzykę, czy nie. Po prostu nigdy nie mogłam się powstrzymać. Po pewnym czasie zaczęłam się jednak nieco wkręcać- oni nie byli tacy źli. Nie byli też przeciętni. Ale tak czy siak, ich muzyka nie do końca do mnie przemawiała. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu i poszperałam w internecie w poszukiwaniu jakichś innych informacji o zespole. Przed oczami mignął mi napis „Echelon”. Natychmiast kliknęłam na dany odnośnik i zostałam przekierowana na jakiś blog o nich. Przeczytałam kilka zdań opisujących bloga. Echelon, jedna wielka rodzina. A więc to tak- swoich fanów określali rodziną. Sprytne. Niezły chwyt marketingowy. Trzeba im przyznać, mają na siebie pomysł. Wróciłam na stronę główną bloga i otworzyłam link, który jak się okazało prowadził do filmiku na youtube z ich wywiadem. Posłuchałam chwilę, zastanawiając się nad ich zachowaniem. Jared wyluzowany, najczęściej odpowiadał na pytania. Tomo rzucał luźnymi, całkiem zabawnymi tekstami. Natomiast Shannon odpowiadał krótko, zdawkowo. To wyjaśnia dlaczego tak się zachowywał w kawiarni. Może on po prostu ma taką naturę? Może po prostu źle odebrałam jego zachowanie, i niepotrzebnie zaatakowałam? Nie, miałam pełne prawo tak zareagować na to co powiedział.
Wyłączyłam okno z ich wywiadem i wstałam. Postanowiłam wyjść przed budynek i zapalić. Po drodze zajrzałam jeszcze do gabinetu Jackoba, ale nie było go. Wzruszyłam ramionami, zdziwiona, że go nie zastałam, i ruszyłam dalej. Czułam się dziwnie, zupełnie nie tak jak zwykle, w tym budynku. W ciągu doby zmieniłam w sumie nastawienie to wszystkiego. Ale czy to dziwne? Pchnęłam potężne drzwi wejściowe i wyszłam na ulicę. Wyminęłam parę idącą prosto na mnie i stanęłam z boku, odpalając papierosa. Wraz z pierwszym wypuszczonym dymem uciekły wszystkie myśli. Tak, papieros mnie odstresowywał, gdy paliłam, liczyła się tylko ta biała rurka i dym, który drapał moje gardło. Jednak nie tym razem. Po chwili po mojej głowie zaczęła się kołatać najbardziej niechciana myśl ostatnich godzin: ‚Dlaczego on to zrobił?’. Nie chciało do mnie dotrzeć, mimo wszystko, że on mnie zdradzał. Czy to moja wina? Czy nie dawałam mu wszystkiego co potrzebował? Wydaje mi się, że dawałam mu więcej niż jakakolwiek inna kobieta byłaby w stanie, a jednak- nie tyle, by dostatecznie go zadowolić i utrzymać przy sobie. To było takie dobijające. Tak, to dobre słowo. Bo co ze mnie za kobieta, skoro nie umiem nawet zatrzymać przy sobie faceta?
Stop.
Przestań!
Cholera, przecież znam swoją wartość, to on po prostu nie wiedział ile miał. Nie szanował mnie, nie doceniał. Nie powinnam obarczać się winą. Przecież tyle się nasłuchałam od zdradzonych koleżanek i gadały to samo co ja: czemu nie dałam mu tyle ile potrzebował? Co zrobiłam źle? Tłumaczyłam im długo, aż do skutku, że nie zawiniły niczym, że to oni po prostu nie doceniali tego co mają. A teraz sama myślę tak jak one. nie mogę sobie na to pozwolić, to nie może być tak. Jestem silna, nie dam sobą pomiatać. Nie mogę dać się zwariować.
Wyrzuciłam niedopałek i przydepnęłam obcasem. Stałam z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzyłam na ludzi. Nieobecna, poczułam szturchnięcie. Odwróciłam się, z chęcią naskoczenia na osobę, która tak perfidnie na mnie wpadła, gdy przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego Leto.
- To było..- zaczęłam, ale przerwałam. Uśmiechnęłam się do niego lekko.- Chodź.- ruszyłam w stronę drzwi.
- Może jakieś…’cześć’? Czy coś?- usłyszałam rozbawiony głos mężczyzny. Odwróciłam się do niego.
- Cześć.- otworzyłam drzwi.- Zadowolony?- dodałam, wchodząc do środka i kierując się do biura.
- Zadowolony.- przytaknął.
Weszłam do gabinetu i usiadłam na swoim krześle, a za mną wszedł mężczyzna. Zamknął drzwi i zajął miejsce po drugiej stronie biurka. Nie chcąc tracić czasu podałam mu katalog z zaproszeniami.
- Ty sobie przeglądaj, a ja zajmę się tą listą, ok?- powiedziałam, wyciągając w jego stronę rękę. Wygrzebał z kieszeni w spodniach złożone kartki i podał mi je. Rozwinęłam listę, która liczyła około 300 osób? Przebiegłam po niej wzrokiem, po czym włożyłam pierwszą stronę do skanera. Zeskanowałam stronę i otworzyłam na komputerze. Musiałam sie upewnić, ze zeskanowało się jako dokument tekstowy, a nie obraz, jak to czasem potrafiło się dziać. Gdy upewniłam sie, że wszystko jest dobrze, zeskanowałam resztę.
- Mogłabyś mi pomóc?- usłyszałam niepewną prośbę. Spojrzałam na Jareda pytająco.- Spójrz.- wskazał głową na album. Dwie kartki były sklejone. No pięknie. Wstałam i okrążyłam biurko.
- Chyba zostało zalane.- mruknełam, zastanawiając się jak to rozczepić, żeby nie podrzeć papieru, ale nic nie przyszło mi do głowy.- Nie wiem, zostaw to. Może coś innego Cię zainteresuje.
- W porządku.- napotkałam jego spojrzenie.- Zawsze taka jesteś?- zapytał niespodziewanie.
- Ja-jaka?- wyjąkałam zaskoczona.
- Taka…nie wiem. Zamknięta? Wydajesz się być niedostępna, surowa, profesjonalna.- zmierzył mnie wzrokiem.
- Wydaje Ci sie.- podrapałam się po karku.
- Może tak…- znów zajął się zaproszeniami. Przejrzał kilka stron.- O, takie byłby fajne.- wskazał palcem na jedną z nich.
- Całkiem, całkiem.- przytaknęłam, nachylając się za nim zerkając mu przez ramie.- Chociaż wydają mi się trochę…mdłe. Wasze powinny być raczej wyraziste, charakterystyczne.- dodałam. Spojrzałam na niego i dostrzegłam wpatrujące się we mnie jasnoniebieskie tęczówki. Spojrzenie wydawało się być zarazem chłodne i jednocześnie ciepłe. Intrygujące. Uśmiechnęłam się lekko i znów spojrzałam na album. Przełożyłam kilka stron i znalazłam coś idealnego.- Ten wzór jest chyba odpowiedni.
- Masz racje.- również spojrzał na zaproszenie.- Ty to masz oko.- spojrzał na mnie i puścił mi oczko.- Ja to bym pewnie wybrał tamto, nawet nie przeglądając reszty. Tak, to będzie znacznie lepsze.- postukał palcem w zaproszenie.
- To co? Może wyśle numer zaproszenia i listę gości do drukarni?- zaproponowałam, siadając z powrotem za biurkiem.
- Dobra. 223412- przedyktował numer, a ja wpisałam go na górze listy gości. Wszystkie strony zalinkowałam i wysłałam na maila drukarni. Wystukałam na telefonie stacjonarnym numer drukarni i czekałam na połączenie.
- Drukarnia okolicznościowa, słucham?- rozpoznałam głos Victora.
- Cześć Victor.- powiedziałam wesołym głosem.
- Danielle?- w głosie słyszałam radość.- Dawno nie rozmawialiśmy. Jak tam u Ciebie?
- Wszystko w porządku.- odparłam szybko, spoglądając na Jareda, który udawał, że w skupieniu studiuje resztę albumu.- A u Ciebie?
- Po staremu. Wczoraj skończył mi się urlop.
- Ja mam swój przed sobą, ale nie mam kiedy wykorzystać.- westchnęłam.- Ale ja nie w tej sprawie.- zaśmiałam sie, na co Jared podniósł głowę i popatrzył na mnie. Wytrzymałam jego spojrzenie, co było dosyć ciężkie, ze względu na tą przenikliwość.- Wysłałam Ci maila z kilkoma załącznikami. Znajdziesz tam numer wzoru zaproszeń no i listę nazwisk i adresów, które masz umieścić na kopertach. Standard.- dodałam.
- Dobra, zaraz to sprawdzę.- w tle usłyszałam wstukiwanie klawiszy klawiatury.- Jeszcze nie doszedł, ale pewnie niedługo dojdzie.
- Dobra, bo miałabym prośbę, żebyście to wydrukowali jak najszybciej się da i rozesłali.- po moich słowach zapadła chwilowa cisza.- Victor?
- Tak, tak, jestem. Przeglądam grafik.- mruknął.- Mogę to zamówienie upchnąć na środę.- oznajmił w końcu.
- Skoro szybciej się nie da…
- Słuchaj, i tak wciskam Cię na styk. Normalnie musiałabyś poczekać około 2 tygodni.
- Rozumiem, dziękuję.- ponownie westchnęłam, mocniej zaciskając palce na słuchawce.- No nic, to będę dzwoniła w środę. Trzymaj się.
- No, Ty też. Cześć.
- Pa.- odłożyłam słuchawkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz