Jeszcze kilka minut. Zabębniłam palcami o blat stoliczka.
Patrzyłam na kwiatowe szlaczki ciągnące się przez mały, jasny obrus, niedbale
rzucony na blat. Jaskrawe kolory wyszywanek krzywdziły moje oczy, toteż
przeniosłam wzrok na ladę baru. Krzątał się za nią młody mężczyzna,
najwyraźniej znudzony brakiem zajęcia. Pora była zbyt wczesna, aby goście mieli
ochotę i czas na wypicie czegoś mocniejszego. Przyglądałam się, jak starannie
wyciera każdą szklankę, dopóki na mnie nie spojrzał. Odwróciłam, niby od
niechcenia, wzrok i zatrzymałam go na widoku za oknem, właśnie w tym momencie,
gdy do kawiarni wchodziło dwóch wysokich, zakapturzonych mężczyzn, z okularami
przeciwsłonecznymi na oczach. Domyśliłam się, że to muszą być te moje
‚gwiazdki’, więc niewysoko uniosłam rękę
i delikatnie machnęłam w ich kierunku. Idąc w moją stronę, szybko i
bardzo cicho zamienili kilka słów między sobą.
Gdy dotarli do mojego stolika, stwierdziłam, że wysocy to
mało powiedziane. Albo mi sie tak wydawało, bo po pierwsze siedziałam, a po
drugie byli bardzo szczupli, co ich optycznie jeszcze bardziej wydłużało.
Pierwszy z nich podał mi rękę i przedstawił się jako Jared, drugi natomiast
skinął tylko głową, i usiadł naprzeciw mnie. Domyśliłam się, że to Shannon. Nie
przejmując się jego brakiem taktu, postanowiłam przystąpić do omawiania ważnych
spraw, lecz nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, do stolika podszedł uprzednio
przegoniony przeze mnie kelner. Zamknęłam więc usta, i chcąc ukryć
zniecierpliwienie, uśmiechnęłam się lekko.
- Co podać?- zapytał, przykładając długopis do notesika.
Szybko zanotował zamówienia pozostałej dwójki, ja natomiast po raz kolejny
odmówiłam, gdyż nie chciałam przeciągać spotkania. Mam dużo swoich spraw na głowie,
muszę na gwałt szukać mieszkania do wynajęcia, dopóki nie kupię czegoś swojego.
Może i termin, który wybrałam na wyprowadzkę jest zbyt krótki, ale nie chciałam
po wczorajszej rozmowie o nic Sama prosić. Powiedziałam, żeby dał mi tydzień?
To po tygodniu już mnie nie będzie, i moja w tym głowa, żeby do tego czasu
znaleźć sobie miejsce do spania. Bo tylko tyle mi na razie potrzeba.
- Miło mi, że zechcieliście poświęcić mi trochę czasu.-
zaczęłam, na co Jared skinął głową lekko się uśmiechając.- Ale przechodząc do
rzeczy, bo mam mało czasu…- zajrzałam do torebki.- Rozumiem, że to przyjęcie
niespodzianka?- wyjęłam niewielki blok kartek i długopis.
- Tak, dla naszego przyjaciela i członka zespołu.- odparł
Shann, takim glosem, jakby dawał mi do zrozumienia, że to pytanie było zbędne,
i że generalnie marnuję ich czas. Przynajmniej tak to zrozumiałam.
- To może najpierw powiedzcie mi czego ode mnie
oczekujecie.- odwiesiłam torebkę na oparciu krzesła i spojrzałam na nich
uważnie, co było nieco trudne, zważywszy na to, że większą część ich twarzy
zasłaniały mocno zaciągnięte kaptury i ciemne okulary.
- Hałasu.- odparł Jared, z czego oboje się zaśmiali.-
Znaczy, wiesz…chodzi o to, żeby się później o tym mówiło.- dodał, widząc moją
zniesmaczoną minę. Zapisałam.
- Coś jeszcze, czy tylko to?- dopytałam sie, a gdy pokręcili
głowami, przystąpiłam do odczytywania przygotowanych w nocy propozycji.- To ja
przeczytam wstępny scenariusz przyjęcia. To tylko propozycja.- zaznaczyłam.- No
to tak…po pierwsze, wiem, że pochodzi z Chorwacji. Więc proponowałabym zrobić
przyjęcie z nawiązaniem do tamtejszej kultury.- gdy mówiłam, Jared denerwująco
przytakiwał głową. Byłby zupełnie dobrym pieskiem samochodowym, z serii tych co
przy jakiejkolwiek większej turbulencji zaczynają machać głową: góra, duł,
góra, duł…wkurwiające. Rozkojarzona znów spojrzałam na kartkę, szukając wśród
zapisków innych ważnych punktów.- Acha, teraz tak. Co do kateringu. Pasują Wam
dania słowiańskie, chorwackie, czy wolicie tutejsze, ewentualnie coś jeszcze innego?-
spojrzałam tym razem na Shanonna, który z nudów oglądał swoje, zapewne
wypolerowane paznokcie. Przeniosłam wzrok na Jareda, w mig pojmując, że to on
tu prowadzi ze mną konwersacje na ten temat, a Shann tylko mu towarzyszy.
- W sumie to chyba…- zaczął. Poruszył okulary i wydął
wargi.- Sam nie wiem, nie spodziewałem się takich pytań.- uśmiechnął sie lekko,
jakby chciał tym wynagrodzić swoje paplanie.- Myślę, że tutejsze. No i bardziej
przekąski niż dania.
- Tak, to się rozumie samo przez się.- westchnęłam.- Ok,
salę widziałam. Teraz powiedzcie mi, na ile osób przewidujecie przyjęcie?
- Dużo.- powiedział Shann, kciukami kręcąc młynki.
- To znaczy?- dopytałam się, czując lekkie
zniecierpliwienie.- Muszę dokładnie wiedzieć ile.
- Poprosimy kogoś z naszego towarzystwa żeby sporządził dla
Ciebie listę gości, dobrze?- zaproponował Jared, na co tylko skinęłam głową.
- Przy następnym spotkaniu pokażę wam katalog zaproszeń, a
wy wybierzecie jakiś wzór. Musimy to zrobić w miarę szybko, żeby zdążyć je
zaadresować i powysyłać.- zamyśliłam się, przygryzając końcówkę długopisu.
Mężczyźni wymienili ze sobą kilka szybkich uwag i zamilkli.- Co do alkoholu
sprawa wygląda podobnie jak z kateringiem. Musicie coś wybrać. A ilością zajmę
się sama, jak dostanę listę. Jakieś pytania?- przejechałam wzrokiem po ich
twarzach, co ze względu na ‚zamaskowanie’ było trudne. Pokręcili przecząco
głowami.- No to dobrze, bo się śpieszę. W razie co macie mój numer.
- Zaraz, chwileczkę.- Shannon wstał razem ze mną.-
Zatrudniliśmy Cię, tak? Płacimy Ci. Dla nas masz mieć zawsze tyle czasu, ile
potrzebujemy i nie ma żadnego: ‚śpieszę się’.
- O ile dobrze mi wiadomo, żadnych pytań nie było.- zaczęły
puszczać mi nerwy.- Powiedziałam, że jestem dostępna pod numerem telefonu
podanym przez szefa. A śpieszę się z powodów prywatnych, które muszę załatwić,
i byłabym szczęśliwsza, gdybyś łaskawie odnosił się do mnie w trochę inny
sposób.- dodałam przez zaciśnięte zęby. Zdawałam sobie sprawę z tego, że
niestety przyciągam uwagę innych osób siedzących w lokalu, ale w tym momencie
byłam nieco wyprowadzona z równowagi, brakiem szacunku ze strony mężczyzny.-
Jeśli myślisz, że możesz sobie mnie tak traktować, tylko i wyłącznie dlatego,
że jesteś ‚gwiazdką’, i to do tego rozkapryszoną, to się grubo mylisz! Nie
zamierzam tego tolerować, i jeśli dalej taki będziesz, to bez wahania sama się
zwolnię. Nie chcę mieć takiego ‚szefa’.- chwyciłam torebkę i rzucając krótkie
‚cześć’ do przyglądającego się wszystkiemu, Jareda, wyszłam na zalaną słońcem ulicę.
Trochę czasu zajęło
mi doprowadzenie się do spokojnego stanu bycia. Nie wiem w sumie czemu aż tak
zareagowałam. Zazwyczaj takie uwagi puszczałam mimo uszu, nie brałam ich do
siebie, wręcz potrafiłam się z nich śmiać. A dziś? Dałam się sprowokować i
wyprowadzić z równowagi jak jakaś zachwiana emocjonalnie nastolatka, której
nikt nie rozumie. Przypuszczam, że powodem takich wahań nastrojów jest moje
rozstanie z Samem, w sumie to nawet jestem tego pewna. Pierwszy raz
powiedziałam coś zanim pomyślałam. Jeżeli ten Shann jest zawistny, to zapewne
zadzwoni do mojego szefa, i nagada mu jaka to ja jestem niesubordynowana, i że
powinien mnie postawić do pionu.
Wyjęłam kluczyki z kieszeni i otworzyłam przyciskiem
samochód. Pikną raz i zamigał światłami, wydajac przy tym charakterystyczny
dźwięk zwalnianego zamka. Otworzyłam drzwi i rzuciłam torebkę na fotel
pasażera. Oparłam dłonie na kierownicy i pozwoliłam głowie by opadła na oparcie
fotela. Westchnęłam przeciągle, przyglądając sie w lusterku wstecznym, ludziom.
Wszyscy gdzieś się śpieszyli, zresztą to nic nowego. Tu zawsze wszyscy się
wszędzie śpieszą, tu żyjesz na biegu. Nie możesz sobie pozwolić na zwolnienie,
bo ktoś inny Cię przegoni. Tu jest ciągła walka o pozycje, pieniądze, dach nad
głową.
Tu trzeba walczyć nawet o miłość. Dobrym przykładem jest mój
były narzeczony, który za moimi plecami podrywał i uwodził dużo młodsze
dziewczyny. Dużo młodsze ode mnie. Jezu. Całe życie przeleciało mi przed
oczami, nawet nie wiem kiedy. Już niedługo kończę 31 lat. Osiągnęłam dużo,
owszem. Ale osiągnęłam niestety nie to, czego chciałam. Chciałabym już mieć
rodzinę, albo chociaż jej zalążek. I miałam, a przynajmniej tak wierzyłam. Ale
to wszystko było jednym wielkim, bolesnym kłamstwem, które nigdy nie powinno
mieć racji bycia. Teraz muszę szukać na nowo, nie potrafię być sama. Jestem
uzależniona od ludzi, gdy jestem sama, szaleje. Nie wiem co ze sobą zrobić, nie
mam się dla kogo starać, komu dogadzać i pomagać. Nie mam kogo wspierać,
przytulać, całować. Owszem, powiecie, że mam przyjaciół, i tak, macie rację.
Ale co mi z tego, kiedy ja potrzebuję mężczyzny, chcę czuć sie kobietą. Chcę
mieć dzieci, bo już czas. Dla mnie świeci teraz żółte światło, niedługo zapali
sie czerwone. Zawsze obiecałam sobie, że będę matką koło 30stki. Już jestem
blisko linii granicznej. Zresztą, co mi po tym, skoro i tak wiem, że nikogo nie
znajdę? Albo okaże się, że jestem bezpłodna? Chyba bym się załamała, gdyby się
tak okazało. Dziecko to moje marzenie, chcę być matką, gdybym była bezpłodna,
sama w swoich oczach nie byłabym kobietą.
Bo czym, a raczej kim jest kobieta? Jest kimś wyjątkowym, bo
to w niej komórka jajowa łączy się z plemnikiem, dając początek nowemu życiu,
to w niej rozwija się płód, który następnie staje się dzieckiem. To ona przez 9
miesięcy jest opoką dla nowego życia, jest stwórcą. Owszem, bez faceta się
raczej nie da, mówie raczej, bo przecież można stosować in vitro. Ale załóżmy,
że takiej opcji nie ma, i facet jest nam do tego potrzebny i ma niebagatelny
udział w tym poczęciu. Tyle, że jego udział jest przyjemny, i na przyjemności
się kończy. To do kobiety i jej organizmu należy najcięższa praca. I to ją
najczęściej najwięcej kosztuje. Ale taki cud jest wart wszystkiego.
Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik. Z radia
popłynęła jakaś smętna piosenka, której nawet nie znałam. Wrzuciłam bieg,
włączyłam kierunkowskaz i już po chwili pędziłam ulicami miasta. Ku mojemu
szczęściu nie było korków, dlatego sprawnie i szybko do jechałam do miejsca
docelowego, jakim było biuro nieruchomości. Chciałam jak najszybciej załatwić
sprawę. Wiem, że tydzień to mało, więc dopuszczam nawet myśl o zamieszkaniu
tymczasowo w hotelu.
Lokal, w którym mieści się biuro, był niewielkich rozmiarów,
co też nie powinno dziwić. Mieściło się w nim jedno, samotnie stojące biurko i
kilka szafek z licznymi, kolorowymi segregatorami. Gdy weszłam, zadzwonił
zamocowany we framudze dzwonek, a siedząca za biurkiem, młoda kobieta podniosła
głowę i zakładając włosy za ucho, przywitała mnie uśmiechem. Bez słowa wskazała
mi krzesło naprzeciwko niej, przy biurku. Usiadłam na wskazanym miejscu i
rozejrzałam się jeszcze raz.
- W czym mogę pomóc?- zapytała dość piskliwym głosem, który
kompletnie nie pasował do jej osoby.
- Szukam mieszkania, na gwałt.- powiedziałam, powstrzymując
skrzywienie na dźwięk jej głosu. Był drażniący, działał na nerwy jakby ktoś
jeździł z premedytacją kredą po tablicy. Odsunęłam od siebie myśli i skupiłam
się na tym, po co tu przyszłam. Kobieta patrzyła na mnie pytająco, najwyraźniej
czekając na kontynuacje.
- Jakiego rodzaju ma być to mieszkanie?- zapytała w końcu.
- Może być nawet kawalerka, byleby była w miarę utrzymana
klatka schodowa. No i żeby to mieszkanie nadawało się od razu do użytku. Nie
mówię o meblach, chodzi mi o to, żeby było już po remoncie.- zatrzymałam się.-
Cena nie gra roli.- dodałam, uprzedzając jej pytanie.
- W takim razie proszę wypełnić ten druk.- podała mi kilka
formularzy.- A ja w tym czasie poszukam odpowiadających pani ofert.- wstała z
krzesła i podeszła do jednej z szaf, przeglądając grzbiety segregatorów,
najwyraźniej szukając odpowiedniego. Była szczupła, ale niewysoka. Wyglądała
może na 22-23 lata. Przypominała mi trochę tą dziewczynę, z którą widziałam
Sama w kawiarni, ale to nie może być ona. Spojrzałam na formularze i zaczęłam
pobieżnie wypełniać. Gdy skończyłam, podałam je kobiecie i oparłam ręce na
brzegu biurka. Kobieta skontrolowała zawartość wszystkich stron, po czym zszyła
je ze sobą i schowała w folię. – Mam tu dla pani kilka propozycji. Jest ich
niewiele, zważywszy na to, że ludzie zazwyczaj sprzedają mieszkania w dość złym
stanie, które nadają się tylko i wyłącznie do remontu.- przejrzała jeszcze raz
ogłoszenia, po czym podała mi jedno z nich.- Dwupokojowe na obrzeżach miasta,
całkiem przystępna cena, zważywszy na okolicę, ale wbrew pozorom, z tego co
wiem, jest zadbana. Właścicielom zależy na jak najszybszym sprzedaniu
nieruchomości, są skłonni nawet do opuszczenia ceny. Jeśli chce pani zobaczyć
mieszkanie, zadzwonię do nich.- zamilkła na chwilę, patrząc na kolejne
ogłoszenia.
Godzinę później wyszłam na zewnątrz, czując jak chłód
przenika odzież. Owinęłam się szczelniej kurtką. W powietrzu czuć było deszcz,
chodź jeszcze nie padał. Rozejrzałam się w prawo i lewo na pasach i ruszyłam
szybko w stronę samochodu. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i położyć
się spać. Nie chciałam widzieć Sama, ale byłam zdana na jego osobę jeszcze
przez jakiś czas. To niebywałe jak szybko miłość zmieniła się w nienawiść. Jeszcze
wczoraj rano byłam gotowa oddać za niego życie, i gdyby ktoś mi powiedział jak
sprawy się potoczą, popukałabym się w czoło i pokazała mu środkowy palec,
naśmiewając się z jego poczucia humoru. Jeszcze wczoraj budziłam się
szczęśliwa, zakochana. Dziś jestem już przepełniona nienawiścią, goryczą tak
silną, że mój organizm odmawia mi posłuszeństwa. Mój świat wyblakł, nie
pozostawiając żadnej żywej barwy. Wszystko było szare, pozbawione wyrazu, mdłe.
W domu rzuciłam klucze na szafkę i kompletnie ignorując
Scottiego, rozebrałam się jeszcze w drodze do łazienki i napełniłam wannę wodą.
Powoli zanurzyłam się w niej po szyję i zamknęłam oczy, wsłuchując się w
otaczające mnie dźwięki. Słyszałam Scottiego, który biegał jak szalony pod drzwiami łazienki, najwyraźniej
potrzebując spaceru. W sumie nikt z nim nie wychodził od rana. Westchnęłam,
podnosząc się i sięgając po gąbkę. Zaczęłam myć ciało, myśląc o kompletnie
innych rzeczach, gdy nagle poczułam pieczenie na klatce piersiowej. Natychmiast
przerwałam tarcie i ze złością spostrzegłam, że podrażniłam sobie skórę, która
powoli nabiegała krwawymi wybroczynami. Przeklęłam pod nosem, i rzucając gąbkę
na mydelniczkę, spłukałam z siebie pianę i wyjmując korek, wyszłam z wanny. Gdy
moje mokre stopy dotknęły zimnej posadzki, przez ciało przeszedł
niekontrolowany dreszcz. Wytarłam się szybko ręcznikiem, omijając podrażnione
miejsce, i narzuciłam na siebie szlafrok. Wypuściłam psa z mieszkania na dwór,
a sama skierowałam się do kuchni, by zrobić sobie kubek upragnionej kawy. Może
ona postawi mnie na nogi. Gdy wstawiłam wodę, usłyszałam jak w przedpokoju
rozdzwonił się mój telefon. Powoli udałam się w tamtym kierunku, przypominając
sobie sytuację z kawiarni, i czując, że może dzwonić Jacob. Nie myliłam się.
Natychmiast, aczkolwiek niechętnie odebrałam, i zamykając oczy wydusiłam
krótkie ‚tak?’.
- Dzwonili klienci.- oznajmił. No to piękne. Wiem, głupio
postąpiłam, i to jeszcze zachowałam się tak na pierwszym spotkaniu! Powinnam
była trzymać język za zębami, głupia!
- I jak?- zapytałam niepewnie.
- Są zadowoleni. Powiedzieli, że nie spodziewali się takiego
przygotowania i profesjonalizmu, w dodatku, jak to ujęli, po tak drobnej
kobietce. Są zdecydowanie zadowoleni i obwieścili, że jeśli przyjecie nie okaże
się klapą, na pewno ponownie skorzystają z naszych usług. Danielle, jesteś
wspaniała!- zszokowana nie potrafiłam nic wydusić. Oni mnie pochwalili? Pełni
podziwu?
- A kto dzwonił? Jared, Shannon?
- Jared.- tak myślałam. Gdyby dzwonił Shannon, pewnie nie
powiedziałby o mnie nic dobrego. Uśmiechnęłam się lekko, zgarniając mokre pasma
włosów z czoła. Ruszyłam powoli do kuchni.
- Tak myślałam. Jest bardzo miły…jego brat już mniej.-
powiedziałam, przykładając telefon do drugiego ucha, by móc nasypać kawy do
kubka.
- Tak, przypomniałaś mi o czymś.- ożywił się.- Jared kazał
Cię przeprosić za Shannona…mogłabyś mi wytłumaczyć co zaszło?
- A tam, takie małe spięcie. Nie warto nawet o tym
wspominać.- mruknęłam od niechcenia, zalewając kawę wrzątkiem. Dolałam mleka i
zadowolona ruszyłam z kubkiem w ręku do salonu, gdzie opadłam na kanapę, a
kubek postawiłam na stoliczku.
- Dobra, to ja nie wnikam.- poddał się.- Ale kiedyś mi to
wyjaśnisz, rozumiemy się?- dodał głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pokiwałam
głową, zupełnie jakby był w stanie dostrzec to przez telefon, po czym naprędce
karcąc się za głupotę, powiedziałam, że tak.
- Słuchaj, chciałbym Cię jakoś w miarę szybko zobaczyć w
biurze. Kiedy mogłabyś wpaść?- zmienił temat. W tle słychać było uderzenia w
klawisze klawiatury. Pewnie siedział w domu i pisał kolejną swoją książkę.
Nawet nie przeczytałam pierwszej, a miałam już dawno to uczynić. Poczułam
lekkie wyrzuty sumienia, ale odpędziłam te myśli od siebie.
- Będę pewnie dziś wieczorem, muszę nieco uporządkować parę
zaległych spraw, do tego nasze gwiazdki potrzebują foldery z zaproszeniami,
muszę skontaktować się z firmą kateringową, znasz mnie. Wszystko lubię mieć
załatwione z wyprzedzeniem. Pewnie spędzę w biurze większą część nocy.-
wyjaśniłam, spoglądając na tarczę naściennego zegara. Dochodziła 16.
- To może bym tak za godzinę po Ciebie wpadł? Też szykuje mi
się nieprzespana noc, a razem będzie raźniej.
- To wpadnij za półtorej, muszę jeszcze się ubrać, zjeść i
dopić kawę.- przełożyłam telefon do prawej ręki, gdyż lewa dawała juz o sobie
znać.
- Dobrze, w takim
razie zadzwonię jak już będę pod Twoim domem. Do zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz