piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter 2


Jeszcze kilka minut. Zabębniłam palcami o blat stoliczka. Patrzyłam na kwiatowe szlaczki ciągnące się przez mały, jasny obrus, niedbale rzucony na blat. Jaskrawe kolory wyszywanek krzywdziły moje oczy, toteż przeniosłam wzrok na ladę baru. Krzątał się za nią młody mężczyzna, najwyraźniej znudzony brakiem zajęcia. Pora była zbyt wczesna, aby goście mieli ochotę i czas na wypicie czegoś mocniejszego. Przyglądałam się, jak starannie wyciera każdą szklankę, dopóki na mnie nie spojrzał. Odwróciłam, niby od niechcenia, wzrok i zatrzymałam go na widoku za oknem, właśnie w tym momencie, gdy do kawiarni wchodziło dwóch wysokich, zakapturzonych mężczyzn, z okularami przeciwsłonecznymi na oczach. Domyśliłam się, że to muszą być te moje ‚gwiazdki’, więc niewysoko uniosłam rękę  i delikatnie machnęłam w ich kierunku. Idąc w moją stronę, szybko i bardzo cicho zamienili kilka słów między sobą.
Gdy dotarli do mojego stolika, stwierdziłam, że wysocy to mało powiedziane. Albo mi sie tak wydawało, bo po pierwsze siedziałam, a po drugie byli bardzo szczupli, co ich optycznie jeszcze bardziej wydłużało. Pierwszy z nich podał mi rękę i przedstawił się jako Jared, drugi natomiast skinął tylko głową, i usiadł naprzeciw mnie. Domyśliłam się, że to Shannon. Nie przejmując się jego brakiem taktu, postanowiłam przystąpić do omawiania ważnych spraw, lecz nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, do stolika podszedł uprzednio przegoniony przeze mnie kelner. Zamknęłam więc usta, i chcąc ukryć zniecierpliwienie, uśmiechnęłam się lekko.

- Co podać?- zapytał, przykładając długopis do notesika. Szybko zanotował zamówienia pozostałej dwójki, ja natomiast po raz kolejny odmówiłam, gdyż nie chciałam przeciągać spotkania. Mam dużo swoich spraw na głowie, muszę na gwałt szukać mieszkania do wynajęcia, dopóki nie kupię czegoś swojego. Może i termin, który wybrałam na wyprowadzkę jest zbyt krótki, ale nie chciałam po wczorajszej rozmowie o nic Sama prosić. Powiedziałam, żeby dał mi tydzień? To po tygodniu już mnie nie będzie, i moja w tym głowa, żeby do tego czasu znaleźć sobie miejsce do spania. Bo tylko tyle mi na razie potrzeba.

- Miło mi, że zechcieliście poświęcić mi trochę czasu.- zaczęłam, na co Jared skinął głową lekko się uśmiechając.- Ale przechodząc do rzeczy, bo mam mało czasu…- zajrzałam do torebki.- Rozumiem, że to przyjęcie niespodzianka?- wyjęłam niewielki blok kartek i długopis.

- Tak, dla naszego przyjaciela i członka zespołu.- odparł Shann, takim glosem, jakby dawał mi do zrozumienia, że to pytanie było zbędne, i że generalnie marnuję ich czas. Przynajmniej tak to zrozumiałam.

- To może najpierw powiedzcie mi czego ode mnie oczekujecie.- odwiesiłam torebkę na oparciu krzesła i spojrzałam na nich uważnie, co było nieco trudne, zważywszy na to, że większą część ich twarzy zasłaniały mocno zaciągnięte kaptury i ciemne okulary.

- Hałasu.- odparł Jared, z czego oboje się zaśmiali.- Znaczy, wiesz…chodzi o to, żeby się później o tym mówiło.- dodał, widząc moją zniesmaczoną minę. Zapisałam.

- Coś jeszcze, czy tylko to?- dopytałam sie, a gdy pokręcili głowami, przystąpiłam do odczytywania przygotowanych w nocy propozycji.- To ja przeczytam wstępny scenariusz przyjęcia. To tylko propozycja.- zaznaczyłam.- No to tak…po pierwsze, wiem, że pochodzi z Chorwacji. Więc proponowałabym zrobić przyjęcie z nawiązaniem do tamtejszej kultury.- gdy mówiłam, Jared denerwująco przytakiwał głową. Byłby zupełnie dobrym pieskiem samochodowym, z serii tych co przy jakiejkolwiek większej turbulencji zaczynają machać głową: góra, duł, góra, duł…wkurwiające. Rozkojarzona znów spojrzałam na kartkę, szukając wśród zapisków innych ważnych punktów.- Acha, teraz tak. Co do kateringu. Pasują Wam dania słowiańskie, chorwackie, czy wolicie tutejsze, ewentualnie coś jeszcze innego?- spojrzałam tym razem na Shanonna, który z nudów oglądał swoje, zapewne wypolerowane paznokcie. Przeniosłam wzrok na Jareda, w mig pojmując, że to on tu prowadzi ze mną konwersacje na ten temat, a Shann tylko mu towarzyszy.

- W sumie to chyba…- zaczął. Poruszył okulary i wydął wargi.- Sam nie wiem, nie spodziewałem się takich pytań.- uśmiechnął sie lekko, jakby chciał tym wynagrodzić swoje paplanie.- Myślę, że tutejsze. No i bardziej przekąski niż dania.

- Tak, to się rozumie samo przez się.- westchnęłam.- Ok, salę widziałam. Teraz powiedzcie mi, na ile osób przewidujecie przyjęcie?

- Dużo.- powiedział Shann, kciukami kręcąc młynki.

- To znaczy?- dopytałam się, czując lekkie zniecierpliwienie.- Muszę dokładnie wiedzieć ile.

- Poprosimy kogoś z naszego towarzystwa żeby sporządził dla Ciebie listę gości, dobrze?- zaproponował Jared, na co tylko skinęłam głową.

- Przy następnym spotkaniu pokażę wam katalog zaproszeń, a wy wybierzecie jakiś wzór. Musimy to zrobić w miarę szybko, żeby zdążyć je zaadresować i powysyłać.- zamyśliłam się, przygryzając końcówkę długopisu. Mężczyźni wymienili ze sobą kilka szybkich uwag i zamilkli.- Co do alkoholu sprawa wygląda podobnie jak z kateringiem. Musicie coś wybrać. A ilością zajmę się sama, jak dostanę listę. Jakieś pytania?- przejechałam wzrokiem po ich twarzach, co ze względu na ‚zamaskowanie’ było trudne. Pokręcili przecząco głowami.- No to dobrze, bo się śpieszę. W razie co macie mój numer.

- Zaraz, chwileczkę.- Shannon wstał razem ze mną.- Zatrudniliśmy Cię, tak? Płacimy Ci. Dla nas masz mieć zawsze tyle czasu, ile potrzebujemy i nie ma żadnego: ‚śpieszę się’.

- O ile dobrze mi wiadomo, żadnych pytań nie było.- zaczęły puszczać mi nerwy.- Powiedziałam, że jestem dostępna pod numerem telefonu podanym przez szefa. A śpieszę się z powodów prywatnych, które muszę załatwić, i byłabym szczęśliwsza, gdybyś łaskawie odnosił się do mnie w trochę inny sposób.- dodałam przez zaciśnięte zęby. Zdawałam sobie sprawę z tego, że niestety przyciągam uwagę innych osób siedzących w lokalu, ale w tym momencie byłam nieco wyprowadzona z równowagi, brakiem szacunku ze strony mężczyzny.- Jeśli myślisz, że możesz sobie mnie tak traktować, tylko i wyłącznie dlatego, że jesteś ‚gwiazdką’, i to do tego rozkapryszoną, to się grubo mylisz! Nie zamierzam tego tolerować, i jeśli dalej taki będziesz, to bez wahania sama się zwolnię. Nie chcę mieć takiego ‚szefa’.- chwyciłam torebkę i rzucając krótkie ‚cześć’ do przyglądającego się wszystkiemu, Jareda,  wyszłam na zalaną słońcem ulicę.

 Trochę czasu zajęło mi doprowadzenie się do spokojnego stanu bycia. Nie wiem w sumie czemu aż tak zareagowałam. Zazwyczaj takie uwagi puszczałam mimo uszu, nie brałam ich do siebie, wręcz potrafiłam się z nich śmiać. A dziś? Dałam się sprowokować i wyprowadzić z równowagi jak jakaś zachwiana emocjonalnie nastolatka, której nikt nie rozumie. Przypuszczam, że powodem takich wahań nastrojów jest moje rozstanie z Samem, w sumie to nawet jestem tego pewna. Pierwszy raz powiedziałam coś zanim pomyślałam. Jeżeli ten Shann jest zawistny, to zapewne zadzwoni do mojego szefa, i nagada mu jaka to ja jestem niesubordynowana, i że powinien mnie postawić do pionu.

Wyjęłam kluczyki z kieszeni i otworzyłam przyciskiem samochód. Pikną raz i zamigał światłami, wydajac przy tym charakterystyczny dźwięk zwalnianego zamka. Otworzyłam drzwi i rzuciłam torebkę na fotel pasażera. Oparłam dłonie na kierownicy i pozwoliłam głowie by opadła na oparcie fotela. Westchnęłam przeciągle, przyglądając sie w lusterku wstecznym, ludziom. Wszyscy gdzieś się śpieszyli, zresztą to nic nowego. Tu zawsze wszyscy się wszędzie śpieszą, tu żyjesz na biegu. Nie możesz sobie pozwolić na zwolnienie, bo ktoś inny Cię przegoni. Tu jest ciągła walka o pozycje, pieniądze, dach nad głową.

Tu trzeba walczyć nawet o miłość. Dobrym przykładem jest mój były narzeczony, który za moimi plecami podrywał i uwodził dużo młodsze dziewczyny. Dużo młodsze ode mnie. Jezu. Całe życie przeleciało mi przed oczami, nawet nie wiem kiedy. Już niedługo kończę 31 lat. Osiągnęłam dużo, owszem. Ale osiągnęłam niestety nie to, czego chciałam. Chciałabym już mieć rodzinę, albo chociaż jej zalążek. I miałam, a przynajmniej tak wierzyłam. Ale to wszystko było jednym wielkim, bolesnym kłamstwem, które nigdy nie powinno mieć racji bycia. Teraz muszę szukać na nowo, nie potrafię być sama. Jestem uzależniona od ludzi, gdy jestem sama, szaleje. Nie wiem co ze sobą zrobić, nie mam się dla kogo starać, komu dogadzać i pomagać. Nie mam kogo wspierać, przytulać, całować. Owszem, powiecie, że mam przyjaciół, i tak, macie rację. Ale co mi z tego, kiedy ja potrzebuję mężczyzny, chcę czuć sie kobietą. Chcę mieć dzieci, bo już czas. Dla mnie świeci teraz żółte światło, niedługo zapali sie czerwone. Zawsze obiecałam sobie, że będę matką koło 30stki. Już jestem blisko linii granicznej. Zresztą, co mi po tym, skoro i tak wiem, że nikogo nie znajdę? Albo okaże się, że jestem bezpłodna? Chyba bym się załamała, gdyby się tak okazało. Dziecko to moje marzenie, chcę być matką, gdybym była bezpłodna, sama w swoich oczach nie byłabym kobietą.

Bo czym, a raczej kim jest kobieta? Jest kimś wyjątkowym, bo to w niej komórka jajowa łączy się z plemnikiem, dając początek nowemu życiu, to w niej rozwija się płód, który następnie staje się dzieckiem. To ona przez 9 miesięcy jest opoką dla nowego życia, jest stwórcą. Owszem, bez faceta się raczej nie da, mówie raczej, bo przecież można stosować in vitro. Ale załóżmy, że takiej opcji nie ma, i facet jest nam do tego potrzebny i ma niebagatelny udział w tym poczęciu. Tyle, że jego udział jest przyjemny, i na przyjemności się kończy. To do kobiety i jej organizmu należy najcięższa praca. I to ją najczęściej najwięcej kosztuje. Ale taki cud jest wart wszystkiego.

Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik. Z radia popłynęła jakaś smętna piosenka, której nawet nie znałam. Wrzuciłam bieg, włączyłam kierunkowskaz i już po chwili pędziłam ulicami miasta. Ku mojemu szczęściu nie było korków, dlatego sprawnie i szybko do jechałam do miejsca docelowego, jakim było biuro nieruchomości. Chciałam jak najszybciej załatwić sprawę. Wiem, że tydzień to mało, więc dopuszczam nawet myśl o zamieszkaniu tymczasowo w hotelu.

Lokal, w którym mieści się biuro, był niewielkich rozmiarów, co też nie powinno dziwić. Mieściło się w nim jedno, samotnie stojące biurko i kilka szafek z licznymi, kolorowymi segregatorami. Gdy weszłam, zadzwonił zamocowany we framudze dzwonek, a siedząca za biurkiem, młoda kobieta podniosła głowę i zakładając włosy za ucho, przywitała mnie uśmiechem. Bez słowa wskazała mi krzesło naprzeciwko niej, przy biurku. Usiadłam na wskazanym miejscu i rozejrzałam się jeszcze raz.

- W czym mogę pomóc?- zapytała dość piskliwym głosem, który kompletnie nie pasował do jej osoby.

- Szukam mieszkania, na gwałt.- powiedziałam, powstrzymując skrzywienie na dźwięk jej głosu. Był drażniący, działał na nerwy jakby ktoś jeździł z premedytacją kredą po tablicy. Odsunęłam od siebie myśli i skupiłam się na tym, po co tu przyszłam. Kobieta patrzyła na mnie pytająco, najwyraźniej czekając na kontynuacje.

- Jakiego rodzaju ma być to mieszkanie?- zapytała w końcu.

- Może być nawet kawalerka, byleby była w miarę utrzymana klatka schodowa. No i żeby to mieszkanie nadawało się od razu do użytku. Nie mówię o meblach, chodzi mi o to, żeby było już po remoncie.- zatrzymałam się.- Cena nie gra roli.- dodałam, uprzedzając jej pytanie.

- W takim razie proszę wypełnić ten druk.- podała mi kilka formularzy.- A ja w tym czasie poszukam odpowiadających pani ofert.- wstała z krzesła i podeszła do jednej z szaf, przeglądając grzbiety segregatorów, najwyraźniej szukając odpowiedniego. Była szczupła, ale niewysoka. Wyglądała może na 22-23 lata. Przypominała mi trochę tą dziewczynę, z którą widziałam Sama w kawiarni, ale to nie może być ona. Spojrzałam na formularze i zaczęłam pobieżnie wypełniać. Gdy skończyłam, podałam je kobiecie i oparłam ręce na brzegu biurka. Kobieta skontrolowała zawartość wszystkich stron, po czym zszyła je ze sobą i schowała w folię. – Mam tu dla pani kilka propozycji. Jest ich niewiele, zważywszy na to, że ludzie zazwyczaj sprzedają mieszkania w dość złym stanie, które nadają się tylko i wyłącznie do remontu.- przejrzała jeszcze raz ogłoszenia, po czym podała mi jedno z nich.- Dwupokojowe na obrzeżach miasta, całkiem przystępna cena, zważywszy na okolicę, ale wbrew pozorom, z tego co wiem, jest zadbana. Właścicielom zależy na jak najszybszym sprzedaniu nieruchomości, są skłonni nawet do opuszczenia ceny. Jeśli chce pani zobaczyć mieszkanie, zadzwonię do nich.- zamilkła na chwilę, patrząc na kolejne ogłoszenia.

Godzinę później wyszłam na zewnątrz, czując jak chłód przenika odzież. Owinęłam się szczelniej kurtką. W powietrzu czuć było deszcz, chodź jeszcze nie padał. Rozejrzałam się w prawo i lewo na pasach i ruszyłam szybko w stronę samochodu. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i położyć się spać. Nie chciałam widzieć Sama, ale byłam zdana na jego osobę jeszcze przez jakiś czas. To niebywałe jak szybko miłość zmieniła się w nienawiść. Jeszcze wczoraj rano byłam gotowa oddać za niego życie, i gdyby ktoś mi powiedział jak sprawy się potoczą, popukałabym się w czoło i pokazała mu środkowy palec, naśmiewając się z jego poczucia humoru. Jeszcze wczoraj budziłam się szczęśliwa, zakochana. Dziś jestem już przepełniona nienawiścią, goryczą tak silną, że mój organizm odmawia mi posłuszeństwa. Mój świat wyblakł, nie pozostawiając żadnej żywej barwy. Wszystko było szare, pozbawione wyrazu, mdłe.

W domu rzuciłam klucze na szafkę i kompletnie ignorując Scottiego, rozebrałam się jeszcze w drodze do łazienki i napełniłam wannę wodą. Powoli zanurzyłam się w niej po szyję i zamknęłam oczy, wsłuchując się w otaczające mnie dźwięki. Słyszałam Scottiego, który biegał jak szalony  pod drzwiami łazienki, najwyraźniej potrzebując spaceru. W sumie nikt z nim nie wychodził od rana. Westchnęłam, podnosząc się i sięgając po gąbkę. Zaczęłam myć ciało, myśląc o kompletnie innych rzeczach, gdy nagle poczułam pieczenie na klatce piersiowej. Natychmiast przerwałam tarcie i ze złością spostrzegłam, że podrażniłam sobie skórę, która powoli nabiegała krwawymi wybroczynami. Przeklęłam pod nosem, i rzucając gąbkę na mydelniczkę, spłukałam z siebie pianę i wyjmując korek, wyszłam z wanny. Gdy moje mokre stopy dotknęły zimnej posadzki, przez ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz. Wytarłam się szybko ręcznikiem, omijając podrażnione miejsce, i narzuciłam na siebie szlafrok. Wypuściłam psa z mieszkania na dwór, a sama skierowałam się do kuchni, by zrobić sobie kubek upragnionej kawy. Może ona postawi mnie na nogi. Gdy wstawiłam wodę, usłyszałam jak w przedpokoju rozdzwonił się mój telefon. Powoli udałam się w tamtym kierunku, przypominając sobie sytuację z kawiarni, i czując, że może dzwonić Jacob. Nie myliłam się. Natychmiast, aczkolwiek niechętnie odebrałam, i zamykając oczy wydusiłam krótkie ‚tak?’.

- Dzwonili klienci.- oznajmił. No to piękne. Wiem, głupio postąpiłam, i to jeszcze zachowałam się tak na pierwszym spotkaniu! Powinnam była trzymać język za zębami, głupia!

- I jak?- zapytałam niepewnie.

- Są zadowoleni. Powiedzieli, że nie spodziewali się takiego przygotowania i profesjonalizmu, w dodatku, jak to ujęli, po tak drobnej kobietce. Są zdecydowanie zadowoleni i obwieścili, że jeśli przyjecie nie okaże się klapą, na pewno ponownie skorzystają z naszych usług. Danielle, jesteś wspaniała!- zszokowana nie potrafiłam nic wydusić. Oni mnie pochwalili? Pełni podziwu?

- A kto dzwonił? Jared, Shannon?

- Jared.- tak myślałam. Gdyby dzwonił Shannon, pewnie nie powiedziałby o mnie nic dobrego. Uśmiechnęłam się lekko, zgarniając mokre pasma włosów z czoła. Ruszyłam powoli do kuchni.

- Tak myślałam. Jest bardzo miły…jego brat już mniej.- powiedziałam, przykładając telefon do drugiego ucha, by móc nasypać kawy do kubka.

- Tak, przypomniałaś mi o czymś.- ożywił się.- Jared kazał Cię przeprosić za Shannona…mogłabyś mi wytłumaczyć co zaszło?

- A tam, takie małe spięcie. Nie warto nawet o tym wspominać.- mruknęłam od niechcenia, zalewając kawę wrzątkiem. Dolałam mleka i zadowolona ruszyłam z kubkiem w ręku do salonu, gdzie opadłam na kanapę, a kubek postawiłam na stoliczku.

- Dobra, to ja nie wnikam.- poddał się.- Ale kiedyś mi to wyjaśnisz, rozumiemy się?- dodał głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pokiwałam głową, zupełnie jakby był w stanie dostrzec to przez telefon, po czym naprędce karcąc się za głupotę, powiedziałam, że tak.

- Słuchaj, chciałbym Cię jakoś w miarę szybko zobaczyć w biurze. Kiedy mogłabyś wpaść?- zmienił temat. W tle słychać było uderzenia w klawisze klawiatury. Pewnie siedział w domu i pisał kolejną swoją książkę. Nawet nie przeczytałam pierwszej, a miałam już dawno to uczynić. Poczułam lekkie wyrzuty sumienia, ale odpędziłam te myśli od siebie.

- Będę pewnie dziś wieczorem, muszę nieco uporządkować parę zaległych spraw, do tego nasze gwiazdki potrzebują foldery z zaproszeniami, muszę skontaktować się z firmą kateringową, znasz mnie. Wszystko lubię mieć załatwione z wyprzedzeniem. Pewnie spędzę w biurze większą część nocy.- wyjaśniłam, spoglądając na tarczę naściennego zegara. Dochodziła 16.

- To może bym tak za godzinę po Ciebie wpadł? Też szykuje mi się nieprzespana noc, a razem będzie raźniej.

- To wpadnij za półtorej, muszę jeszcze się ubrać, zjeść i dopić kawę.- przełożyłam telefon do prawej ręki, gdyż lewa dawała juz o sobie znać.

- Dobrze,  w takim razie zadzwonię jak już będę pod Twoim domem. Do zobaczenia.

- Pa.- odpowiedziałam i rozłączyłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz