piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter 1


Czemu człowiek nigdy nie może docenić tego co ma? Czemu zawsze jest tak, że najpierw usilnie czegoś pragnąc, robimy wszystko by to dostać, mieć. A gdy już jest ‚nasze’, gdy już to posiadamy, zapominamy o wszystkim co zrobiliśmy, by dopiąć celu. Zapominamy o tym wszystkim co mamy, i sięgamy po następną, potrzebną nam do życia rzecz, osobę. Dlaczego człowiek, istota przecież rozumna, nie może pojąć tak prostych rzeczy? Dlaczego nie jest w stanie zauważyć tak oczywistych spraw?
    
    Odwróciłam wzrok w drugą stronę. Muszę na to patrzeć? Nie, ponieważ nie chcę. Ale nie mogę przecież zostawić tego tak jak jest. Boli. Owszem, jak cholera. Rozdziera moje serce na miliony kawałeczków. A tyle obiecywał. A miało być tak pięknie, kolorowo. Już ułożyłam sobie całe życie. I co? Rozsypało się na kawałeczki. A przynajmniej jego część legła doszczętnie w gruzach. Spojrzałam ponownie w witrynę kawiarni i zawiesiłam na nim spojrzenie. Był nadzwyczaj wesoły, nie tak jak ostatnio u mojego boku. Zdawał się promienieć, i tak jakby…odmłodniał. Trzymali się za ręce, wesoło trajkocząc, i popijając kawą. Zresztą, co mnie obchodzi głupia kawa! Mój facet, mój narzeczony siedzi sobie z jakąś małolatą- na oko 20 letnią, i się obściskują! Znów odwróciłam wzrok, gdyż zachciało mi się wymiotować. Dziewczyna nie była brzydka, tego nie powiem. Ale miała na sobie tonę tapety, obcisłą koszulkę i…i niestety resztę zasłaniał mi stół, z czego chyba powinnam się cieszyć. Podjęłam szybką decyzję o odejściu. Bądź co bądź swoje już widziałam, zbajerować się nie dam. A do robiących sceny nie należę, po prostu mam na tyle szacunku do samej siebie, by przez takiego idiotę nie robić dodatkowo idiotki z siebie.

   Postanowiłam udać się do domu, jak gdyby nigdy nic wziąć się za przygotowanie kolacji. Zastanowiłam sie szybko, co zrobić i stwierdziłam, że jednak będę musiała odwiedzić po drodze sklep. Z tego co pamiętam nie miałam zbyt wiele produktów spożywczych w domu. Weszłam do osiedlowego sklepiku, szybko zebrałam najważniejsze produkty i stanęłam w kolejce do kasy. Nie należałam do kobiet, które w szale zakupów zapominają o otaczającym je świecie. Ani gdy kupuję ciuchy, ani gdy jestem w spożywczym, nie zapominam o zdrowym rozsądku. Zamieniłam kilka słów ze znajomą mi już kasjerką, spakowałam zakupy i uprzednio płacąc, wyszłam. Robiło sie coraz chłodniej, to też czuło się ulgę po tym dość ciepłym i parnym dniu. Z dwiema siatami w rękach ominęłam osiedlowy plac zabaw, i odpowiadając dzieciom ‚Dzień Dobry’, wygrzebałam klucze z torby i weszłam na klatkę.

    Sama nie wiem, czemu nadal tu mieszkam. Klatka wyglądała okropnie, złażąca ze ścian farba, brudne schody, niemyte chyba od lat, i do tego ten przeokropny smród. Przecież stać mnie na coś o wiele lepszego. Ale to przecież mieszkanie Sam’a. To ze względu na niego nadal tu siedzę. Planowaliśmy kupić dom po ślubie. Tak, po ślubie, który odbędzie się, ale po moim trupie. Wściekła pchnęłam drzwi i położyłam siatki na podłodze. W sekundę koło mnie pojawił się Scotty, wesoło merdając ogonem i ocierając się o moje nogi. Pogłaskałam go za uchem i zaniosłam siatki do kuchni. Żeby nie zajmować sobie myśli tym co widziałam, bo może i wyglądam na twardą, ale taka nie jestem, zabrałam się za wypakowywanie zakupów. Uwierzcie mi, gdybym teraz bezczynnie usiadła na krześle pod oknem i popatrzyła w niebo…tak, rozpłakałabym się jak małe, nieszczęśliwe dziecko. Nie chciałam się poddać, poza tym do rozmowy z Sam’em muszę zachować zimną krew. O ile zbiorę się na tę rozmowę dziś.

   Swoją drogą. Zastanawiam się, ile to już tak trwa? Chyba od czasu, gdy stał się bardziej oschły. Miałam wrażenie, że jest już mną zmęczony. O wszystko miał pretensje, o wszystko robił awantury. Raz zdarzyło mu się mną potrząsnąć, ale to nie było groźne, poza tym dostał za to po twarzy. Od jakiego czasu taki jest? Nie wiem, chyba od roku? Może trochę mniej. Nie wiedziałam tylko, że powodem takiego zachowania jest kochanka…lub kochanki. Nie wiem przecież, czy ta jest pierwsza, bądź kolejna. Nie wiem właściwie nic. I chyba nie chcę wiedzieć. Tyle mi wystarczy.

  Czuję się zraniona. Ale nic poza tym. Dla mnie zdrada jest poniżeniem samego siebie. Dlatego wolę zakończyć związek, jeśli mi nie pasuje, bądź jeśli pokocham kogoś innego, niż zdradzać. Jak można być z kimś, i za jego plecami zabawiać się z kimś innym? Dla mnie to jest niestety niepojęte, ale jak widać, dla niektórych wszystko jest możliwe. Ja czułabym się brudna.

  Dokroiłam pomidora, ogórka, sera żółtego, urwałam kilka liści sałaty, dorzuciłam groszku i kukurydzy. Dodałam jeszcze majonezu i zaprawiłam solą i pieprzem do smaku. Postawiłam na stoliku i spojrzałam na zegarek. Powinien za 20 minut być. Teoretycznie o tej porze kończy prace, przynajmniej tak wierzyłam do tej pory. Wróciłam do kuchni, i wyjęłam z chlebaczka pieczywo. Dokroiłam kilka kromek ciemnego chleba i kilka jasnego. On i ta jego dieta. Żadnego białego pieczywa! Za to, że zapominałam kupić chleb dla niego, też zdarzało mi się usłyszeć kilka niemiłych słów, ale jakoś nigdy mnie to nie obchodziło. Mógł sam chodzić do sklepu, lub zostawiać kartkę, że się skończyło. Ja za niego pamiętać o takich rzeczach nie będę, i nie omieszkałam mu o tym wspomnieć.

  Zanim przyszedł, zdążyłam jeszcze wziąć szybki prysznic, toteż gdy wyszłam z łazienki w ręczniku, on stał w kuchni, czekając aż woda na herbatę się zagotuje. Nie podeszłam do niego się przywitać jak co dzień, nawet nie rzuciłam na niego spojrzeniem. Wyciągnęłam tylko drugi kubek i włożyłam torebkę z herbatą. Wyszłam szybko i usiadłam przy stole. Nagle przypomniałam sobie, że nie przyniosłam sztućców i talerzy.
- Sam!- krzyknęłam, tak by mnie usłyszał.
- Słucham?
- Przyniósłbyś sztućce i talerze?
- Tak, nie drzyj się już. Sąsiedzi wszystko słyszą.- pojawił sie za moimi plecami i postawił kubek z herbatą.- Już idę po nie.

  Nasłuchiwałam jak otwiera szafkę i wyciąga talerze. Potem sięgnął do szuflady po sztućce. Po chwili juz słyszałam jego kroki. Postawił talerz przede mną, a sam usiadł obok. Spojrzałam na niego, a on uraczył mnie lekkim uśmiechem. Odwróciłam szybko wzrok i zabrałam się za nakładanie sałatki.
  – Coś nie tak?- zapytał, choć modliłam się, by się nie odzywał.
  – Nie…- pokręciłam głową i posmarowałam chleb masłem.
  – Jesteś jakaś…markotna.- naciskał. Przewróciłam oczami odkładając nóż, i by zmusić się do milczenia, ugryzłam wielki kawał kanapki, dopychając jeszcze wielką porcją sałatki. Wiem, że musiałam wyglądać przekomicznie, ale to był jedyny sposób, by nie dopuścić się do słowotoku.  Jednak nie miałam na razie ochoty z nim o tym rozmawiać. Czułam na sobie jego palące spojrzenie. Z tej nieprzyjemnej sytuacji wyrwał mnie dzwonek telefonu, dobiegający gdzieś z korytarza. Gdy wstałam, Sam złapał mnie za rękę.
  – Powiedz mi o co chodzi.
  – Na prawdę o nic.- wykrztusiłam z pełnymi ustami.- Muszę odebrać.- dodałam, zakrywając zawartość ust ręką i ruszyłam za dźwiękiem telefonu. Wygrzebałam go z kieszeni w torebce, ale o te sekundę za późno. Dzwonił szef. Na śmierć zapomniałam o zleceniu! Ciekawe co udało mu się wskórać? Weszłam do sypialni, zamknęłam za sobą drzwi i wybrałam jego numer. Odebrał po sygnale.
  – Właśnie jem.- powitałam go.
  – Przepraszam. Mam dla Ciebie dobre wieści.
  – Jakie?
  – Chcą się spotkać, jutro koło 13.
  – Oni? Myślałam, że jeden…- zmieszałam się.
  – Skoro i tak masz ich jutro poznać, to chyba mogę Ci powiedzieć. Urodziny mają sie odbyć 3 września. Są to urodziny Tomo z 30 seconds to mars, ale organizują je Jared i Shannon Leto.
  – Nic mi to niestety nie mówi.
  – Zespół rockowy.
  – Jestem na to za stara.- powiedziałam z irytacją w głosie.- Nie mam już 20 lat, nie znam się na kapelach.
  – Dobra, rozumiem.- usłyszałam jak westchnął.- Ale znowuż taka stara nie jesteś. Masz dopiero 32 lata.
  – Nie prawda.
  – To ile?
  – Policz sobie, ja kończę. Daj im mój numer, niech dzwonią. To się z nimi umówię konkretnie.
  – Jak chcesz, trzymaj się.
  – No, dziękuję, do usłyszenia.- rozłączyłam się.
 
  Położyłam telefon na łóżku i zdjęłam ręcznik. Poczułam chłód, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. I pomyśleć, że w ciągu dnia było tak okropnie gorąco. No ale jak to w sierpniu, dni nadal upalne, a wieczory i noce coraz chłodniejsze. Zajrzałam do szafy, wyciągnęłam mój stary dres i narzuciłam na siebie. Gdy pochyliłam się do przodu, by związać włosy, drzwi otworzyły się i w progu stanął Sam, przyglądając mi się. Spojrzałam w lustro, oceniając swoje ciało krytycznym okiem. W sumie nie byłam taka źle zbudowana, jak niektóre kobiety w moim wieku, ale też nie zaliczałam się do sex bomb. Na pewno od zawsze brakowało mi seksapilu, nigdy nie zdobyłam tym mężczyzny. Kobiety, które to mają, mogą przebierać w mężczyznach, mogą wykorzystywać to, by piąć się w górę, do celu. Ja nigdy nie mogłam na to liczyć. Kiedyś nawet przez taką ‚koleżankę’ straciłam zapał do pracy, nie chciałam już dążyć do szczytu. Ale na szczęście ostatecznie nie poddałam się, i zdobyłam to, na co ciężko pracowałam od tak dawna.
  – Idziesz pobiegać?- moje rozmyślania przerwał mężczyzna, jeszcze wczoraj, uważany za mężczyznę życia. Odwróciłam się do niego i pokiwałam potakująco głową.- Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać?
  – Czemu uważasz, że nie chcę z Tobą rozmawiać?- odpowiedziałam pytaniem, zwlekając z podjęciem tematu. Ostatecznie doszłam do wniosku, że przecież kiedyś muszę z nim o tym porozmawiać.
  – Może dlatego, że nie zamieniłaś dziś ze mną niemalże ani jednego słowa, a zawsze trajkoczesz jak nakręcona.
  – Rozmawialiśmy przy stole.
  – Mhm, powiedziałaś tylko, że musisz odebrać.- podparł ręce na biodrach.
  – No bo musiałam.- przytaknęłam, z powrotem odwracając się do lustra.
  – Danielle, czy ja się z Tobą w końcu dogadam?- w lustrze zobaczyłam jego palący wzrok.
  – Chyba nie.- mruknęłam pod nosem, tak by nie dosłyszał.
  – Słucham? Bo niedosłyszałem.- zmarszczył czoło. Poznałam, że zaczyna się denerwować. Wzięłam, więc głęboki oddech i obróciłam się do niego przodem.
  – Widziałam Cię dziś. Jakąś godzinę temu. W kawiarni.- skrzyżowałam ręce na klatce i obdarzyłam go gniewnym spojrzeniem.- Z jakąś dziewczyną. Na początku sobie pomyślałam, że może bratanica. W końcu nigdy jej nie poznałam.- zauważyłam, że zbladł. Już nie bylo po nim widać tej pewności siebie, co jeszcze niecałe kilka minut temu.- I niemalże ominęłabym najlepszą część tego spotkania. Pocałunek.- z każdym moim słowem coraz bardziej bladł.- Chce mi sie rzygać jak na Ciebie patrze. Chce mi sie rzygać, jak wymawiam Twoje imię, gdy w ogóle o Tobie pomyślę. Nie zasługujesz na ani jedno moje słowo, jesteś obleśny.
  – Nic nie wiesz, a oceniasz!- ocknął się, próbując najwyraźniej ratować sytuację.
  – Czego nie wiem? Przecież Ci mówię, widziałam wasz pocałunek! A na to nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Prawda?- wypaliłam coraz bardziej zła. Jego milczenie w sumie nic nie zmieniło, i tak czegokolwiek by nie powiedział, nie zmieniłabym zdania na jego temat.- Tak myślałam. Wiesz co? Jak wrócę prześpię się na kanapie. Daj mi…tydzień na wyprowadzkę. A teraz przepraszam.-chwyciłam komórkę z łóżka i wsadziłam do kieszeni. Wyminęłam go i wziąwszy psa na ręce, otworzyłam wszystkie zamki w drzwiach i wybiegłam na klatkę. Na dworze wypuściłam czworonoga, włożyłam słuchawki do uszu i truchtem pobiegłam w stronę parku. Nienawidzę świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz