piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter 12


- Danielle, Ty nic nie rozumiesz!- potrząsnął mną energicznie, wbijając paznokcie w moje odsłonięte ramiona. Odwróciłam wzrok, krzywiąc się z bólu i upokorzenia. Po jaką cholerę on znowu tu przyszedł? W dodatku wali od niego alkoholem, wygląda na to, że jest kompletnie zalany.
- Puść mnie!- szarpnęłam mocno całym ciałem, z nadzieją, że uda mi się wyswobodzić z jego uścisku, ale spowodowałam tylko to, że mocniej wbił palce w moją skórę. Poczułam jak pod naporem niektórych jego paznokci delikatnie pęka naskórek. Starałam się za wszelką cenę unikać jego nieprzyjemnego oddechu. Odwróciłam twarz w prawo i lekko wychyliłam się do tyłu.- Jeśli zaraz mnie nie puścisz…- syknęłam.
- To co?- przerwał mi, przybliżając się do mojej odsłoniętej szyi. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem, gdy przejechał językiem po moim obojczyku. Zaczęłam się delikatnie wyrywać, by znaleźć się jak najdalej od jego ohydnego języka. Jeśli przyszedł się zemścić i mnie upokorzyć to mu się udało.
- To-to! – poczułam szarpnięcie i wylądowałam na tyłku, wyciągając dłonie, by nieco zamortyzować upadek. Nie sądziłam, że Jared może nas z góry usłyszeć, a nie chciałam się drzeć o pomoc. W sumie sama też poradziłabym sobie z Samem, wytrzymałam z nim przecież tyle lat. Do tego wstydziłam się przed Jaredem zachowania mojego byłego narzeczonego, chociaż już nie musiałam świecić za niego oczami.
Sam runął naprzeciwko mnie, powalony ciosem Jareda. Brunet pochylił się nad moim byłym narzeczonym i wyszeptał mu coś do ucha. Domyśliłam się, że go straszył, a kiedy Sam przełknął głośno ślinę, wiedziałam, że mam rację. Jednak gdy spojrzał na mnie, jego strach ulotnił się, ustępując miejsce złości.
- Coś Ty za jeden?!- odepchnął Jareda, próbując podnieść się na nogi. Wyraz twarzy miał bojowy, choć nie taki, jaki zapamiętałam z jego dawnych awantur. Zapewne była to wina alkoholu, wygląda jakby od dłuższego czasu pił, a może przestraszył się tego co powiedział mu Leto? Sam, zawsze wydawałeś się takim silnym mężczyzną, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. A tu co? Wrak człowieka.
- Gówno Cię to obchodzi, kim jestem! Wypieprzaj mi stąd! JUŻ!- wokalista wycelował palcem w drzwi, drąc się i opluwając przy tym twarz Sama.
- To mój dom.- odparł dumnie, podpierając się o komodę i prostując nienaturalnie plecy.
- Nie, to mój dom!- zerwałam się na nogi. Tego już było za wiele.- Wchodzisz tu jak do siebie, upokarzasz mnie i jeszcze wmawiasz, że to Twój dom? O ile dobrze wiem, podarowałeś mi go. No i kupiłeś go za nasze oszczędności. NASZE, nie Twoje!
- Tak? A kto kupował, podpisywał akt własności i…- potarł się po policzku.- bla, bla, bla.- dokończył, przewracając oczami.
- Ale podarowałeś go mi. Kupiłeś za nasze pieniądze, które odkładaliśmy wspólnie przez cały nasz związek!
- Tak?- zaśmiał się z triumfem. Obrzuciłam Jareda niespokojnym spojrzeniem. Wiedziałam jak się w nim gotuje i nie chciałam, żeby miał potem przez Sama problemy.- A masz jakiś dowód, papier żeby mi to udowodnić?
- Ty żmijo! Ty przebrzydła kreaturo! Ty nędzna imitacjo człowieka! Pierdole Ciebie i to całe gówno! – obróciłam się na pięcie i ruszyłam do pokoju. Wbiegłam po schodach. Słyszałam ich kroki, oboje pośpiesznie ruszyli za mną, przepychając się w wąskim korytarzu na piętrze. Rzucali w siebie obelgami, ale po cichu. Najwyraźniej nie chcieli, żebym usłyszała, ale niestety mam dobry słuch.
Pchnęłam drzwi i z wściekłością wpadłam do pokoju. Rzuciłam jedną z moich ogromnych toreb na łóżko i otworzyłam szafę. Wszystko się we mnie gotowało, miałam ochotę się na czymś wyżyć. Czułam, że zaraz wybuchnę, albo zrobię coś strasznie głupiego. Powstrzymywała mnie tylko obecność Jareda, i dzięki niemu jakoś nad sobą panowałam. Gdyby nie on, pewnie rzuciłabym się na Sama, i dobrze wiem, że miałabym przewagę, przynajmniej na początku. Facet jest kompletnie pijany, ma nieskoordynowane ruchy i widać, że ledwie dociera do niego co się dzieje wkoło.
- Co robisz?- zapytali niemalże równo.
- Jay, mogę u Ciebie trochę pomieszkać?- wrzucałam ciuchy byle jak, nawet nie starając się o to, by je poskładać. Z impetem lądowały zarówno w torbie jak i poza nią.
- Co-o…tak jasne.- zdziwił się trochę, po czym uśmiechnął triumfalnie. Zebrałam wszystkie ciuchy, które wylądowały na łóżku i podłodze, po czym dopchnęłam je do reszty bagażu. Zasunęłam torbę i rzuciłam ją na podłogę. Odwróciłam się i przyjrzałam Samowi, kręcąc głową. Jak ja mogłam być z kimś takim? Jak mogłam przez tak długi czas nie poznać w ogóle człowieka, którego kochałam? Przecież to jest jakaś komedia. Prychnęłam pod nosem, gdy puścił mi oczko. Podeszłam do niego, czując na sobie wzrok Jareda.
- I co? Tego chciałeś? Wyrzucić mnie stąd, zostawić bez dachu nad głową? Przyznaj się, że miałeś nadzieję, że przekupisz mnie tym domem. Żebym do Ciebie wróciła. Boże, jaki Ty jesteś żałosny.- wyrzuciłam z siebie, ostro gestykulując. Błyszczące oczy Sama wpatrywały się we mnie z obojętnością. Pewnie nawet nie docierało do niego do końca to co mówię. Wściekła obróciłam się na pięcie i spojrzałam na Jareda. Obserwował nas w napięciu, zapewne szykując się na interwencję, w razie gdyby coś miało wyjść spod kontroli.
Poczułam jakiś impuls, chciałam zrobić Samowi na złość. Czułam w tym momencie, że to będzie godna odpłata za jego chamstwa; o ile oczywiście coś dotrze do jego zapitego łba. Podeszłam do Jareda i zachłannie wpiłam się w jego usta, oplatając jego szyję rękoma i mrucząc z zadowoleniem. Brunet na początku był lekko zdziwiony, ale już po chwili objął mnie w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Trwaliśmy tak chwilę i czułam palące spojrzenie Sama na swoich plecach. Jared musnął moje usta kilka razy i spojrzał ponad moim ramieniem na Liona. Gdy się od niego oderwałam i ruszyłam w stronę komody, by dopakować trochę bielizny, Sam splunął mi pod nogi.
- Dziwka.
- Oj Sam, Sam.- pokręciłam głową, czując satysfakcję.- Tyle czasu się zadawałeś…nie, ty mnie zdradzałeś z dziwkami i nie umiesz odróżnić porządnej kobiety od kurwy?- zaśmiałam się perliście.- I tu chyba leży Twój problem. A teraz wyjdź i daj mi się spakować.
- Chyba śnisz.- zacisnął dłonie w pięści, ale nie umknęło mu, że Jared zrobił dokładnie do samo. Co więcej zbliżył się do niego o krok, czekając na jakikolwiek znak do skoku. Jak zwierze, które czatuje na swoją ofiarę.
- Wypierdalaj!- krzyknęłam, zdzierając sobie przy tym gardło. Jared złapał go za fraki i wypchnął z pokoju. Usiadłam na łóżku, słuchając oddalających się odgłosów.
Ile bym dała, żeby ten pajac dał mi spokój. Jeśli dalej tak będzie, to zwariuję i wyniosę się w cholerę. Tam, gdzie mnie nigdy nie znajdzie. Rozejrzałam się po pokoju i czułam, że w sumie nie żal mi tego domu. Był za duży i za pusty jak na mnie. Ja lubię małe, przytulne mieszkania. No i nie lubię mieszkać sama, więc chyba zainwestuję w jakiegoś pupila. Ale najpierw muszę znaleźć mieszkanie.
Kiedy Jay wszedł do pokoju, posłałam mu ciepły uśmiech. Odwzajemnił gest i podszedł do łóżka, kucając u moich stóp.
- Wszystko w porządku?- pogłaskał mnie po udzie, wpatrując się w moje oczy.
- Tak.- odparłam on niechcenia, wplatając swoje palce w jego.
- Miałem ochotę go zabić za tą ‚dziwkę’.- skrzywił się.
- Wiem, widziałam.- pocałowałam go w nos.- Ale nie ma co sobie szargać nerwów przez takiego idiotę. To przechodzi ludzkie pojęcie. W ogóle nie mam pojęcia jak się tu dostał. Chyba dorobił sobie drugie klucze. Głupia byłam, że mu zaufałam i zamieszkałam tu. Od samego początku mnie nachodzi, nie było dnia, żeby nie przyszedł pogadać. Dobrze, że jeszcze nie wróciłeś do domu. Nie wiem jakby się to mogło skończyć.- westchnęłam kręcąc z niedowierzaniem głową..- Dziękuję.
- Nie ma sprawy.- podniósł się z klęczków.- Chodź, pojedziemy do mnie.
- Czekaj.- wstałam i wyszłam z pokoju, ciągnąc mężczyznę za sobą.- Muszę jeszcze zabrać laptopa i dokumenty, bo ten imbecyl mógłby wszystko zniszczyć.- pchnęłam drzwi do jednego z pomieszczeń. Puściłam dłoń mężczyzny, co skwitował jękiem niezadowolenia, i podeszłam do biurka, by wydobyć spod niego torbę na laptopa i dokumenty. Szybko wszystko zapakowałam.- Już. Weźmiesz walizkę? Ja jeszcze zgarnę kosmetyki z łazienki.
- Dobra, spotkamy się na dole.- puścił mi oczko i zniknął na korytarzu.
Weszłam do łazienki i oparłam się o umywalkę, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam okropnie; ze złości moja twarz spurpurowiała, a rysy wyostrzyły się. Wzięłam kilka głębokich oddechów i otworzyłam szafkę, z której wydobyłam fiolkę ze swoimi lekami uspokajającymi, które trzymałam na wszelki wypadek. Kto wie kiedy człowieka trafi cholera? Zgodnie z instrukcją na opakowaniu wysypałam na dłoń dwie pastylki i wepchnęłam do ust. Odkręciłam kran i popiłam je wodą.
Odsunęłam się od umywalki i wytarłam usta ręcznikiem. Wyciągnęłam z szafki wszystkie swoje kosmetyki i wyszłam z łazienki, by zapakować je do torebki. Zastanowiłam się jeszcze czy niczego nie zapomniałam, rozglądając się z roztargnieniem po pokoju. Zawiesiłam w końcu torbę z laptopem na ramieniu, dochodząc do wniosku, że wszystko mam. Zbiegłam po schodach na dół gdzie czekał na mnie Jared. Posłałam mu delikatny uśmiech, gdy chwycił torbę i skierował się w stronę drzwi.
- Na pewno nie będę Ci sprawiała kłopotu?- zapytałam, podając mu torbę, żeby mógł ją spakować do bagażnika.
- Żartujesz?- spojrzał na mnie spode łba i zamknął bagażnik.- Żadnego kłopotu, nawet nie waż się tak myśleć, bo Ci skopię ten twój tyłeczek.
- Dobra, dobra, tylko bez gróźb proszę.- zaśmiałam się kierując się w stronę swojego samochodu.
- A ty gdzie?- odwróciłam się i spojrzałam na bruneta.
- No do ciebie.- powiedziałam powoli. I nagle zrozumiałam o co mu chodzi i zachichotałam.- Pojadę swoim samochodem, chcę mieć go przy sobie.
- Wiesz gdzie mieszkam?- pokręciłam głową.- To jedź za mną. W razie co, dzwoń.
Starałam się całą drogę za nim nadążyć, ale parę razy zdołałam go zgubić, przeważnie na światłach. Zatrzymywał się wtedy gdzieś na poboczu, za skrzyżowaniem i czekał. Cieszyłam się, że nie tylko ja musiałam pilnować jego, ale i on starał się za daleko nie odjeżdżać. Kiedy w końcu zajechaliśmy pod jego dom, byłam pod wrażeniem. Jared wjechał swoim autem do garażu, ja zostawiłam samochód na podjeździe. Wysiadłam i ruszyłam w stronę drzwi, z których wychyliła się brązowa czupryna Shannona. Zmarszczył brwi widząc mnie, ale też lekko się uśmiechnął.
- Widziałaś może Jareda? Od wczoraj nie mam z nim kontaktu, a jechał do Ciebie.- powiedział, gdy stanęłam tuż przed nim.
- Tu jestem!- wydarł się młodszy Leto, wychylając głowę z garażu.
- Masz gościa!- odkrzyknął mu brat, a mnie zaprosił do środka.
- Kogo?- wokalista pojawił się tuż za mną, dźwigając moje bagaże.
- Mnie.- obróciłam się w stronę skąd dochodził głos owej osoby. Stała przede mną całkiem ładna blondynka, na oko dwudziestoparoletnia. Poczułam ukłucie zazdrości na widok jej wysportowanej, opalonej sylwetki, odzianej jedynie w bokserkę i krótkie spodenki. Ona również mierzyła mnie wzrokiem, w dodatku dość nieprzyjemnie. Spojrzałam na Jareda i Shannona.
- Cześć, Kate.- odparł brunet, odstawiając moje bagaże na ziemię. Podszedł do niej i lekko się przytulili.- Co Cię tu sprowadza?
- Zastanawiałam się co u Ciebie i tak wpadłam. Nie było Cię dziś na planie.- Shannon stanął tuż obok mnie.
- No nie było, ale to chyba nie koniec świata?
- Chodź, zrobię Ci kawy.- Shannon złapał mnie za ramię, a ja syknęłam z bólu.
- Ała, uważaj co robisz!- pieczenie, okropne pieczenie, od którego zebrały mi się łzy w oczach. Spojrzałam na ramię i od razu pojęłam w czym rzecz. Sam mnie podrapał i to wcale nie było takie powierzchowne na jakie wyglądało na początku. Co prawda nie krwawiło mocno, ale rany były na tyle głębokie, by sprawić mi ból.
- Przepraszam, nie wiedziałem.- odsunął się kawałek, po czym spojrzał na moje ramię.- O matko, co to jest?! – wybałuszył na mnie oczy, po czym spojrzał na Jareda.- Ty jej to zrobiłeś?
- Nie, nie on.- powiedziałam, zanim Jay zdążył się odezwać.- Sam. To Sam mi to zrobił.
- I Ty na to pozwoliłeś?- naskoczył ponownie na brata.
- To chyba nie jest odpowiednia chwila na odwiedziny, więc może już pójdę.- powiedziała Kate, przepychając się do wyjścia.
- Zostań, przecież nic się takiego nie dzieje.- zawołał za nią Jared, a ja poczułam, że ogarnia mnie coraz większa zazdrość, choć wcale nie miałam do niej prawa.
- Nie, przyjadę kiedy indziej. Trzymaj się, Jared.- pomachała mu i wyszła, zamykając za sobą drzwi i kompletnie ignorując mnie i Shannona.
- Jak mogłeś na coś takiego pozwolić? Co z Ciebie za facet? – starszy pokręcił głową, zupełnie nie zauważając wychodzącej kobiety. Wciąż przypatrywał się moim ranom, delikatnie trzymając mnie za łokieć.
- Zamknij się.- wokalista podniósł moją torbę.- Choć Danielle, pokażę Ci pokój.
- Za chwilę. Chciałam napić się z Shannonem kawy.- powiedziałam i skinęłam głową na jego brata.
- Już się robi.- Shannon jakby nagle zapomniał o moim ramieniu, zatarł ręce i ruszył do kuchni, a ja poszłam w ślad za nim, ignorując Jareda.- Jakiej się napijesz?
- Byle jakiej, żeby tylko nie była mocna. Wzięłam środki uspokajające i zaraz pewnie położę się spać.- wyjaśniłam, siadając na jednym z krzeseł. Towarzysz zaczął się krzątać przy kuchence, a ja nasłuchiwałam kroków Jareda, który zdecydował się sam iść na piętro. Westchnęłam ciężko, co nie uszło uwadze perkusisty.
- Chcesz o tym porozmawiać?- zaproponował.
- Nie teraz. Może kiedy indziej. Najpierw muszę sama to wszystko przetrawić – potarłam skronie.- Ostatnio coś dużo cholerstwa się do mnie przyczepia.
- Masz na myśli ostatnie wydarzenia?- zapytał, spoglądając na mnie ukradkiem.
- Tsa.
- No niestety muszę przyznać Ci rację.- zamilkliśmy na moment. Gdy Shann zalewał kawę wrzątkiem, do kuchni wszedł Jared i opadł na krzesło obok, wyciągając z koszyka jabłko. Podsunął mi je pod nos, ale pokręciłam głową.
- Jak chcesz.- mruknął i odgryzł całkiem duży kawałek.
- Smacznego.- powiedziałam. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Jego brat postawił przede mną kubek kawy, a ja natychmiast oplotłam go dłońmi.- Jak długo mogę u Was zostać?- zapytałam, spoglądając to na Jareda, to na Shannona. Wymienili między sobą spojrzenia, Starszy zdziwione i pytające, a Młodszy wykluczający jakiekolwiek pytania ze strony brata. Następnie spojrzał na mnie, a ja powstrzymywałam się ostatkiem sił, by nie zatonąć w błękicie jego oczu.
- Nie wiem, ile tylko chcesz.- wzruszył ramionami.- Szukaj mieszkania, i dopóki nie znajdziesz, mieszkaj tu.
- A nie będę wam przeszkadzać?- tym razem spojrzałam na Shannona.
- Może trochę. Ale przyda nam się sprzątaczka.- powiedział, za co dostał w żebra.
- Bardzo śmieszne.- skrzywiłam się, udając oburzenie.
- Żebyś wiedziała.- zachichotał i momentalnie urwał pod naporem ostrego spojrzenia brata.
- Co Ty się taki zrobiłeś przymilny do niej, Shannon, co?- zapytał z przekąsem.
- O co Ci chodzi?
- O co mi chodzi?- zaśmiał się z sarkazmem.- A nie pamiętasz jaki byłeś na początku? Jakie rzeczy o niej gadałeś? A teraz? Danielle to, Danielle tamto…
- Chłopaki, ja tu jestem.- zero reakcji.
- To było dawno temu i nie prawda, nie znałem jej jeszcze. Oceniłem po pozorach i to był błąd.
- A teraz ją poznałeś i jest całkiem ok?
- Tak, i nie rozumiem jaki masz problem.- atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Z przerażeniem, zaciekawieniem i złością obserwowałam tą scenę, kompletnie ignorowana przez braci Leto.- Czy nie można kogoś polubić, zmienić swojego nastawienia do tej osoby?
- Można, ale Ty coś szybko to zrobiłeś.- powiedział ze złością Jared.
- O co Ci chodzi, pytam. Zazdrosny jesteś? Opanuj się, bo ja nad sobą przestanę i to się źle skończy.
- Grozisz, czy obiecujesz?
- Ej, ej, ej. Jared! Shannon!- podniosłam głos i wstałam.- Jakbyście nie zauważyli, ja tu jestem! I jakoś nie chce mi się słuchać jak o mnie rozmawiacie w taki sposób! Jared, chodź pokażesz mi mój pokój. Mam dość jak na jeden dzień.- obróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni. Po chwili szłam już za Jaredem na górę.
- Co to miało być, co?- naskoczyłam na niego, gdy weszliśmy do mojego tymczasowego pokoju.- Nie jestem twoją własnością, nie masz prawa naskakiwać na innych, za to, że starają się być mili! Owszem, masz rację, zachowanie Shannona w stosunku do mnie strasznie szybko się zmieniło, ale nie narzekam! Na to nie ma żadnej reguły, więc przestań się doszukiwać jakichś złych rzeczy w tym! To twój brat!
- No właśnie, to mój brat. A on się do ciebie przystawia.- wycedził słowa przez zęby.
- No i co z tego! Nie jesteśmy przecież razem. On nawet nie wie, że byłeś u mnie na noc.
- Wie, nie jest taki głupi.
- No to co z tego? To nie znaczy, że coś między nami jest. Jared, za dużo sobie wyobrażasz.- westchnęłam.- Kim jest Kate?- zmieniłam temat. Jared przyjrzał mi się badawczo.
- Znajomą.
- Mhm.- mruknęłam i odwróciłam się do torby.- Zostaw mnie samą, chciałabym się wypakować. Dziękuję za pomoc.- dodałam oschłym tonem. Odczekałam aż drzwi się zamkną i padłam na łóżko, zakrywając twarz rękoma. Nie płacz, nie płacz, nie płacz, tylko nie płacz. Nic się takiego nie stało. Nie ma powodu do łez.
Mimo usilnych starań, poczułam jak po policzkach płyną łzy. Poczułam też czyjeś silne ramie oplatające moje plecy, ten przyjemny i tak dobrze mi znany zapach perfum. Jared. Nie wyszedł, oszukał mnie. Otworzył i zamknął drzwi, ale został w pokoju. Gdybym miała tylko siłę to nawrzeszczałabym na niego.
Przyciągnął mnie do siebie i szeptał do ucha przeprosiny, głaszcząc mnie po głowie. Pozwoliłam mu się przytulić, choć miałam ochotę mu przywalić. Ale cały ten dzisiejszy bajzel przytłaczał mnie niemiłosiernie, a do tego leki uspokajające zaczynały działać i nie miałam siły stawiać oporu jego pieszczocie.
- Nie płacz. Proszę.- szepnął, ocierając jedną z mich łez. Zamknęłam oczy, ignorując go. Bądź co bądź w końcu jestem na niego zła i to nie bez powodu.- Danielle, przepraszam Cię. Naprawdę. Poniosło mnie, wiem, że nie powinienem. Nie chciałem Cię zranić.
- Już dobrze. Nic się nie stało.- powiedziałam w końcu, żeby tylko dał mi spokoju. Świętego spokoju.
- A Kate naprawdę jest jedynie znajomą. Jest jedną ze statystek do mojego teledysku, szukała mnie pewnie dlatego, że nie przyszedłem dziś do studia.
- Jared, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Wiem, ale chcę.
- A pomyślałeś może, że ja nie chcę tego słuchać?- wyszeptałam ostrzejszym tonem, gromiąc go wzrokiem.
- Danielle, dlaczego taka jesteś?- zapytał urażonym tonem.
- Dlaczego taka jestem?- usiadłam poddenerwowana.- Jared, gdybyś miał tak samo ciężki dzień jak ja, cała reszta także doprowadzałaby Cie do szału. Może to chamskie, ale Ty też doprowadzasz mnie do szału swoim zachowaniem, swoimi pytaniami. Dziękuję za to co dla mnie dziś zrobiłeś, ale teraz daj mi spokój, chcę odpocząć.
- Dobrze, wyjdę, ale pozwól mi wyjaśnić jeszcze jedną sprawę.- powiedział smutnym głosem, nadal leżąc. Kiwnęłam potakująco głową, wywracając oczami ze zniecierpliwieniem.- Powiedziałaś, że to, że dziś u Ciebie nocowałem, nie znaczy, że coś między nami jest. A te wczorajsze pocałunki?
- Dużo piłam.- mruknęłam, patrząc na swoje ręce.
- A gdybyś nie piła nie pocałowałabyś mnie? Danielle, przecież też czujesz, że coś między nami jest.- pokręciłam głową, wbrew prawdzie. Podniósł się i złapał mnie za podbródek.- Czemu oszukujesz sama siebie?
- Nie oszukuję.- zaprzeczyłam odrobinę za szybko.
- To spójrz mi w oczy i powiedz, że naprawę nic nie czujesz.- pokręciłam głową. Puścił moją brodę i wzdychając wstał z łóżka.- Dobranoc, Danielle.- powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Czemu go okłamałam? W tym momencie dla świętego spokoju, choć poczułam się winna, gdy jego smutne oczy patrzyły wprost w moje. Po drugie boję się, że to coś więcej między nami zmieni się w miłość. Stwierdzam sama przed sobą, że jeszcze za szybko na miłość, kiedy ta poprzednia mimo ran, nadal tli się w moim sercu. I sama już nie wiem co robić, bo chcę być szczęśliwa, spełnić marzenia o rodzinie, ale chcę mieć też pewność co do partnera, a Jared jest jednym z ostatnich mężczyzn, którzy tą pewność mogą mi dać. Wiele się przecież mówi o życiu rockmanów, i może w stosunku do niego to nie jest prawda, ale nie znam go na tyle, by mieć co do tego pewność. A jego słowo mi nie wystarczy.
***
Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu, to spojrzałam na swój telefon. Było koło 7 rano, więc postanowiłam się już zwlec z łóżka. Wyjęłam z torby swoją kosmetyczkę, ręcznik, jakiś t-shirt i spodnie, i skierowałam się do łazienki. Gdy przechodziłam przez korytarz, słyszałam na dole głosy mężczyzn. Napuściłam wody do wanny, zdjęłam koszulę nocną i powoli weszłam do wody. W planach miałam dłuższą kąpiel, ale przerwało mi szybkie, nerwowe pukanie.
- Tak?
- Danielle długo będziesz w łazience?- Shannon.
- A co się stało?
- Jesteśmy już spóźnieni, a żaden z nas się jeszcze nie umył. Myśleliśmy, że dłużej pośpisz.
- Zaraz wyjdę.- westchnęłam i chwyciłam mydło. Szybko się umyłam i wyszłam z wanny. Wytarłam ciało ręcznikiem i naciągnęłam ciuchy. Mokre włosy wytarłam w ręcznik i związałam w koński ogon. Kiedy wyszłam z łazienki zobaczyłam Shannona. Uśmiechnął się do mnie lekko i szybko zamknął w pomieszczeniu. Coś mi się wydaje, że słyszał od Jareda o naszej wczorajszej kłótni. No albo jakichś niestworzonych opowieści.
Zeszłam na dół w poszukiwaniu młodszego z braci. Stał w kuchni i szykował jakieś kanapki.
- Cześć.- powiedziałam i wstawiłam wodę na kawę.
- Cześć.- bardziej burknął niż powiedział. Postanowiłam olać jego humorki.
- Gdzie macie kawę?- zapytałam. Wskazał mi szafkę obok siebie. Gdy wydobywałam słoik niechcący otarłam się o niego. Poczułam przyjemne dreszcze, a na jego skórze dostrzegłam gęsią skórkę, co sugerowało, że poczuł to co ja. Bez słowa wydobyłam kubek z szafki z oszklonymi drzwiczkami, dzięki którym nie musiałam się już dopytywać gdzie je mają. Gdy tylko woda się zagotowała, zalałam kawę i usiadłam przy stole, na którym chwilę później Jared postawił kanapki. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam też kilka kanapek z wędliną.
- Częstuj się.- powiedział, siadając.- Leciałem dla Ciebie po wędlinę, bo wiem, że lubisz.- dodał, widząc jak ze zdziwieniem patrzę na mięsne przysmaki. Przyjrzałam mu się badawczo, ale nie napotkałam jego oczu.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się i sięgnęłam po jedną z kanapek.- Nie musiałeś tego robić.
- Chciałem Ci zrobić przyjemność.
- Udało Ci się.- nadal nie chciał na mnie spojrzeć.- Jared, spójrz na mnie. Proszę – czekałam aż mnie posłucha, a potem kontynuowałam:- Dużo rzeczy wczoraj mówiłam. Bardzo dużo rzeczy, którymi Cię zraniłam i za które chciałabym Cię przeprosić. Nie powinnam była tego wszystkiego mówić.
- A więc jak jest naprawdę?- zapytał, a jego oczy przeszyły mnie na wskroś.
- Tak naprawdę?- zastanowiłam się.- Po prostu – zamilkłam, niepewna tego co chcę mu powiedzieć. Co mogę mu powiedzieć. Ile zrozumie?- Boję się, Jared. Dopiero…dopiero co zostałam zdradzona, skrzywdzona. Nie chcę się na razie pakować w nic nowego.
- Obiecałem Ci…
- Wiem, że obiecałeś, że nie skrzywdzisz – przerwałam mu. Potarłam się po policzku.- Trudno jest w tym momencie dotrzymać słowa, nie sądzisz?
- Ale Danielle…
- Jared, proszę…- przerwałam mu, ale on uciszył mnie gestem.
- Znów nieodpowiednia chwila na tą rozmowę? Kiedy dla Ciebie w końcu będzie ta odpowiednia chwila? Musimy sobie wszystko wyjaśnić.
- Wyjaśniłam Ci wczoraj.
- Czyli nic do mnie nie czujesz?- zapytał ostro.
- Ja nie wiem co czuje. Nie chcę nic czuć. To za szybko.
- Ale ja nie mówię o miłości! Mówię o każdym innym pozytywnym uczuciu, które wychodzi poza sferę koleżeńską!
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami. Poczułam się osaczona.- Przepraszam, ale nie wiem.- spojrzałam w bok, czując zbierające się łzy.
- Nie chcę Twoich przeprosin, chcę żebyś sobie w końcu odpowiedziała na to pytanie, a potem dała mi znać co i jak.- złagodniał.
- To daj mi czasu, nie poruszaj wciąż tego tematu. Daj mi przestrzeń, której potrzebuje i nie duś mnie sobą.- czy ja to powiedziałam? To teraz się zacznie.
- Dusisz się mną?
- Nie to miałam na myśli.- broniłam się.
- Ale to powiedziałaś. Skoro się mną dusisz, to wybacz, ale chciałbym zjeść śniadanie. Zaraz muszę wychodzić do pracy. Niektórzy tu ciężko pracują.- spojrzałam na niego zaskoczona i zła z powodu jego słów.
- Mam wyjść?
- Jeśli tak bardzo chcesz?- wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
Odłożyłam kanapkę na talerz i jak najszybciej wyszłam z kuchni. Na korytarzu wpadłam na Shannona.
- Wszystko słyszałeś?- zaatakowałam go. Pokręcił głową, ale wiedziałam, że kłamie. Prychnęłam i szybkim krokiem wyminęłam go. Wbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju. Postanowiłam poczekać, aż wyjdą do pracy i zostanę sama. Żałowałam tylko tego, że nie wzięłam ze sobą z dołu kawy, ale już nie chciało mi się po nią wracać. Nie chciałam ryzykować spotkania z Jaredem. 
Wyjęłam laptopa z torby i postanowiłam jakoś się zainteresować swoją pracą. Muszę jakoś rozreklamować firmę, potrzebuję też kilkoro pracowników do pomocy. Sama nie dam rady zajmować się wszystkim, nie mówiąc już o księgowości, która jest dla mnie czarną magią. Postanowiłam dać ogłoszenia na każdej możliwej stronie, i w każdej gazecie, która posiada taką rubrykę. A to mogło mi trochę czasu zająć. Uzbroiłam się w cierpliwość i wzięłam się za wstępne badanie gruntu, który przestał mi uciekać spod nóg.
***
Zeszłam na dół i zajrzałam do kuchni. W rękach taszczyłam dokumenty, a pod pachą miałam laptopa. Po kanapkach nie było śladu, ale nie byłam jakoś strasznie głodna. Ale kawą bym nie pogardziła, więc położyłam sprzęt i papiery na stoliku i dotknęłam kubka. Zimna.
Kiedy kilka minut temu do mojego pokoju zajrzał Jared, by urażonym tonem oświadczyć, że wychodzą, i że będą po południu; nasłuchiwałam tylko aż odjadą spod domu, by czym prędzej przenieść się na dół i w końcu wypić kawę.
Wstawiłam wodę, a niewypitą wylałam do zlewu. Opłukałam kubek i postawiłam na blacie, gdy moją uwagę przykuła karteczka przyczepiona do lodówki. Wzięłam ją do rąk, zastanawiając się czyje to pismo.
Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. Słyszałem o czym rozmawialiście, nie wiem czemu kłamałem. Tylko nie mów nic Jaredowi, wkurzy się, a i tak już od jakiegoś czasu jest nie do wytrzymania.
Shannon
Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam do śmietnika. Jeden lepszy od drugiego, w sumie nie dziwię się, że Jared może być zazdrosny, skoro Shannon robi wiele rzeczy za jego plecami. No ale nie mam czasu na myślenie o tym, muszę jak najszybciej ruszyć z miejsca, jeśli chcę mieć za co żyć.
Zabrałam się za ogłoszenia, i nim się spostrzegłam dochodziła już 14. Wyciągnęłam się i przetarłam oczy. Od ciągłego patrzenia w ekran komputera piekły mnie, jakbym miała pod powiekami piasek. Postanowiłam nieco odpocząć od komputera, więc wstałam i zajrzałam do lodówki. Zrobię im obiad, a mam ochotę na leczo. Może być nawet wegetariańskie.
Wydobyłam wszystkie możliwe warzywa i zabrałam się za smażenie. Gdy skończyłam, udałam się ze swoją porcją do pokoju, gdzie usiadłam na kanapie i wlepiłam wzrok w jakiś program informacyjny. Gdy się skończył, przejrzałam jeszcze kilka stacji i wyłączyłam, słysząc brzęk kluczy. Obejrzałam się na korytarz i zobaczyłam Jareda, a zaraz za nim Shannona. Ten drugi uśmiechnął się do mnie, podczas gdy jego młodszy brat obrażony wszedł do kuchni.
- Zrobiłam obiad, nałóżcie sobie.- powiedziałam i podniosłam się z kanapy.
- Nie musiałaś – powiedział Shannon, przepuszczając mnie w wejściu do kuchni. Zobaczyłam jak Jared niepewnie zagląda do patelni.
- Leczo. Ani grama mięsa – powiedziałam, wkładając talerz do zmywarki.
- Mniam!- pochwalił Shannon, stając tuż obok brata.
Zamknęłam laptopa i położyłam na nim wszystkie papiery, by zrobić im miejsce do jedzenia. Jared obserwował moje poczynania z konsternacją.
- Daj, pomogę Ci.- zaoferował Shannon, na co Jay przewrócił oczami.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem, gdy wychodził z kuchni niosąc moje rzeczy.- Co jest?- zwróciłam się do wokalisty. Pokręcił głową i odwrócił się tyłem, sięgając po talerz.- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Uraziłaś mnie.
- Nie tylko ja Ciebie.
- Dobrze, ja Ciebie też. Czy to coś zmienia?- zapytał ostro. Zaczął nakładać sobie obiad.
- Nie. Ale nie musisz się obrażać. Jak tak ma wyglądać moje mieszkanie tu…
- Danielle, jak chcesz to się wynieś. Nikt Cię tu nie trzyma.- przerwał mi.- Pamiętaj, że jesteś u mnie, i to ja mogę wymagać od Ciebie, nie ty ode mnie.
- Masz rację, ale nie musimy się chyba tak kłócić.
- Przestaniemy, jak tylko się zmienisz, i nie będziesz taka dziecinna.- usiadł przy stole i zaczął jeść.
- Jaka dziecinna, Jared?!
- Tak, jesteś dziecinna. Nawet nie umiesz porozmawiać o swoich uczuciach.
- Nie nie umiem, tylko nie chcę.
- Wychodzi na to samo.- wzruszył ramionami. Spojrzał mi w oczy.- Ja jestem w tobie zauroczony, podobasz mi się. Nie mówię od razu o miłości, ale chciałbym wiedzieć czy mamy jakieś szanse. Czy ty też czujesz coś więcej.
- Owszem, czuję! Ale nie lubię być naciskana, pośpieszana! Ty chyba nie rozumiesz do końca przez co przechodzę! BA!- po moim policzku znowu pociekły łzy, które ze złością wytarłam.- Nigdy się nie dowiesz! Wiesz jak to jest jak ktoś ukochany Cię okłamuje przez długi czas? Wiesz jak to jest stracić wszystkie marzenia? Wiesz jak to jest stracić coś, czego bardzo się pragnęło? I w końcu, czy do jasnej cholery wiesz jak to jest stracić dziecko? Nie wiesz, nic nie wiesz! I jeszcze śmiesz nazywać mnie dziecinną! Okrutny to zbyt łagodne słowo by Ciebie określić…- zaszlochałam. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie i wybiegłam z kuchni, tym razem nie przejmując się stojącym pod kuchennymi drzwiami Shannonem, bo spodziewałam się, że będzie tam stał.
Jak on mógł tak do mnie mówić? Jak on może być takim chamem. Interesuje go tylko własny czubek nosa, wszystkich innych ma gdzieś. Wymaga ode mnie, żebym była dla niego, podczas gdy to ja potrzebuję mieć kogoś dla siebie. Myślałam, że się przyjaźnimy, ale się przeliczyłam. Zapewne chciałby tylko mnie zaliczyć, nie interesują go moje uczucia.
Wpadłam do pokoju trzaskając drzwiami. Wymacałam klucz i przekręciłam go. Nie chciałam by któryś z nich do mnie wszedł. Przez łzy prawie nic nie widziałam, ale jakoś dotarłam do łóżko, na które momentalnie opadłam. Schowałam twarz w poduszkę i zaniosłam się płaczem.
Zabolało. Wszystko co mówił bolało, ale to, że jestem dziecinna? To niedorzeczne. Nie reagowałam gdy pukali, gdy prosili o to bym otworzyła drzwi. Wpatrywałam się w sufit i myślałam, jakby tu wszystko poukładać do kupy, i stwierdziłam, że jedyne co mi pozostaje to zwrócić się o pomoc do specjalisty. Chyba jednak przeceniłam swoją wytrzymałość, i wszystko w sobie kisiłam, pogarszając tylko swój stan.
Kiedy odważyłam się wyjść z pokoju, było już po 22. Ledwo widziałam przez opuchnięte od płaczu oczy, które strasznie mnie piekły. Zapaliłam światło w kuchni i zajrzałam do lodówki, z której wydobyłam sok. Napełniłam nim szklankę i wypiłam duszkiem. Czułam na plecach czyjś wzrok, ale nie odwróciłam się. Ku mojej uldze chwilę później usłyszałam oddalające się kroki i zamykające się na piętrze drzwi. Dopiero wtedy odważyłam się zgasić światło i udać do swojego pokoju, w którym zastałam Shannona. Zatrzymałam się z ręką na klamce, czując jak moje serce przyśpiesza. Po cholerę wychodziłam?, skarciłam się w myślach, przymykając na moment oczy. Pobiec do łazienki i się w niej zamknąć? Nie, udowodniłabym tym tylko to, że Jared miał rację, kiedy nazwał mnie dziecinną. A ja nie jestem dziecinna. Prawda?
A może jednak?
Spojrzałam na Shannona i zrezygnowana zamknęłam za sobą drzwi, szykując się na długą i poważną rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz