piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter 11


Dochodziła godzina druga w nocy, a my mimo późnej pory i jutrzejszych obowiązków, rozprawialiśmy w najlepsze na tematy ogólne, jak i te bezpośrednio dotyczące nas. Na stole na powrót zagościły alkohole, które znacznie obniżyły moje zdolności panowania nad swoimi czynami i słowami. Zaśmiewając się w najlepsze z kawału, który przed momentem rzucił brunet, zgięłam się w pół, opierając czoło na jego kolanie. Od ciągłych wygłupów i śmiechów zaczynał boleć mnie brzuch oraz mięśnie twarzy, ale Jared i jego poczucie humoru działały na mnie dziś wyjątkowo mocno, przez co nie potrafiłam powstrzymać się od rechotu; co więcej, płynący w żyłach alkohol potęgował każdy mój chichot, i w tym momencie pokładałam się na kolanach bruneta, który nic sobie z tego nie robiąc, położył głowę na moich plecach.
- Usiądź prosto, chciałabym się podnieść.- wysapałam w końcu, czując ból w dolnej części pleców. Ale brunet ani myślał o podniesieniu się, a co gorsza objął mnie w pasie i umościł się wygodniej.
- Ale mi tak dobrze.- wymruczał, sennym głosem.- Poszedłbym tak spać.
- Ale ja nie!- zakwiczałam, nieudolnie próbując się wyswobodzić z uścisku.- Jared, to boooli.- zawyłam, tak daleka od śmiechu.
- No dobra – ścisnął mnie jeszcze i w końcu się podniósł.- wygodna jesteś.- poruszył znacząco brwiami.
- Śmieszne.- zmrużyłam groźnie oczy.- Żebyś się tylko nie przekonał jak.
- A jeśli chcę?- podniósł jedną brew do góry, przez co jego mina wyglądała jeszcze bardziej głupkowato; i musiałam przyznać, że niestety też pociągająco.
- Ale ja nie – wytknęłam język.- a do tanga trzeba dwojga.
- Ja Ci zaraz dam nie…- powiedział przez zaciśnięte zęby i niebezpiecznie wyciągnął w moją stronę ręce, szykując się do skoku.
A ja, zdając sobie sprawę z tego, co chce zrobić, gwałtownie odchyliłam się w tył, i niestety przeleciałam przez oparcie kanapy. Zanim uderzyłam plecami w podłogę, usłyszałam przerażony krzyk bruneta, który wyskoczył zza kanapy. Skrzywiłam twarz, próbując się jakoś podnieść, gdy silne ręce mężczyzny znalazły się na moich biodrach. Podciągnął mnie do góry, a ja od razu zabrałam się za tarcie obolałych miejsc, jakby to miało przynieść ukojenie.
- Nic Ci nie jest?- zapytała zaniepokojony, pochylając się i przyglądając mojej twarzy.
Pokręciłam głową. A potem widząc jego minę, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Spojrzał na mnie jak na idiotkę, ale już po chwili śmiał się razem ze mną.
- To przez Ciebie.- uderzyłam go w ramię i usiadłam na kanapie. Plecy nadal bolały, ale nie tak bardzo jak można by się spodziewać.
- Czemu zwalasz winę na mnie? Przecież Cię nie popchnąłem.
- Ale chciałeś się na mnie rzucić, czym mnie wystraszyłeś. To tak, jakbyś mnie pchnął…no co?- zapytałam, widząc jego uniesione brwi.
- Żartujesz?
- Nie! – obruszyłam się.- Gdybyś nie rzucił się na mnie, nie odchylałabym się do tyłu.- złożyłam ręce na piersiach.
- Nie moja wina, ze wybrałaś kanapę z tak niskim oparciem.
- To Sam wybierał.- odburknęłam, nadal urażona.
- Widzisz? On to zaplanował.- spojrzałam na niego z uniesionymi maksymalnie brwiami.- Uknuł spisek, chciał, żebyś spadła.
- Przestań.- nakazałam, choć lekko się uśmiechnęłam.- Ty się lepiej ciesz, że rana się nie odnowiła.- wycelowałam w niego palcem.
- To ona się może odnowić?
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Ale czasem mnie pobolewa i ciągnie, mimo iż nie mam już szwów.
- Może powiedz o tym lekarzowi.
- Po co? Jestem pewna, że to normalne. Masz kogoś?- wypaliłam nagle. Starłam się zachować dobrą minę, zaskoczona swoim pytaniem. Za to Jared najpierw uniósł brwi, ale tylko na moment, by następnie uśmiechnąć się zawadiacko.
- A czemu pytasz?
- Ot, tak.- wzruszyłam ramionami, a serce zabiło mi jak oszalałe.- Nie można?
- Można, można.- pokręciła głową, śmiejąc się.- Tyle, że ja się tu dopatruję głębszego sensu. Ale może się mylę.- dodał pospiesznie pod naporem mojego zabójczego spojrzenia.- Nie, nie mam nikogo.
Nie chciałam żeby zauważył moją reakcję, więc chwyciłam szklankę z sokiem i upiłam kilka łyków, w duchu się ciesząc. Czego ja właściwie oczekuję? Głupia jestem. Dopiero co byłam na niego zła, dopiero co przekreśliłam naszą znajomość jako taką, a odkąd wczoraj się u mnie pojawił, nie jestem w stanie oprzeć się jego urokom. To chyba potwierdza regułę, że jeśli coś jest dla nas niedostępne, jest najbardziej pożądane. Nie odzywał się do wczoraj, zaprzątał moje myśli, mimo iż się przed tym broniłam. Każdego dnia jego twarz musiała mi mignąć przed oczyma, i nie, nie chodzi o to, że go widziałam w gazetach, telewizji czy coś. Po prostu pojawiał się w mojej głowie obraz jego osoby, i nie było dnia, żeby nie stanął mi przed oczyma jak żywy. I już nie wiem co mam robić, jak się bronić, skoro w taki sposób reaguję na jego obecność.
- Żyjesz? – palcem wskazującym podniósł moją twarz za podbródek, posyłając mi ciepły uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę, krzycząc w myślach, że to zły ruch. Serce przyśpieszyło, i byłam pewna, że on to wyczuł, jednak uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Żyję.- wychrypiałam po czym odchrząknęłam. Miałam wrażenie, że jego twarz zbliża się do mojej, ale to pewnie tylko iluzja od ciągłego wpatrywania się w jego oczy. Oddychałam głęboko, starając się odgonić te wszystkie kotłujące się myśli i pytania, by móc przerwać tę dość męczącą dla mnie chwilę. Alkohol zaczął opuszczać moje ciało, zrobiłam się senna i zmęczona.
Nawet nie spostrzegłam kiedy jego twarz od mojej dzieliły już tylko centymetry, poczułam natomiast jego ciepły oddech na ustach. Przymknęłam oczy, kiedy on przechylił głowę lekko w prawo i musnął delikatnie moje usta. Porażona jego dotykiem trwałam chwilę w bezruchu, zdając sobie sprawę z tego, że mężczyzna obserwuje mnie w poszukiwaniu oznak niechęci bądź zachęty do stawiania kolejnych kroków. Nadal czułam ciepło jego ust na swoich, i te delikatne prądy rozchodzące się przyjemnie po całym ciele. Chciałam, żeby pocałował mnie znowu, ale on nadal czekał i patrzył, więc otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie, wprost w jego szare, pytające tęczówki. Wytrzymałam chwilę jego spojrzenie, obserwując kontem oka każdy jego ruch, ale poza podnoszącą się i opadającą klatką piersiową on ani drgnął, wciąż siedząc z twarzą oddaloną od mojej o milimetry, z palcem pod moją brodą. Raz kozie śmierć!, pomyślałam podnosząc rękę do jego twarzy i pogładziłam jego policzek kciukiem. Gdybym nie piła wcześniej alkoholu, w życiu bym tego nie zrobiła. Pewnie bym go opieprzyła i wystrzeliła na górę, każąc mu się natychmiast wynosić. Ale teraz było inaczej, czułam, że tego chcę; wpiłam się w jego usta z siłą, na co całe moje ciało zareagowało falą dreszczy. Było to miłe i niesamowite uczucie, którego już tak dawno nie czułam. Nawet całując się z Samem tego nie miałam, było to już taką rutyną, że nie odczuwałam z tego tytułu żadnej satysfakcji. Usta Jareda były miękkie, ciepłe i można było w nich zatonąć; tak jak ja teraz.
Najpierw całował mnie delikatnie, jakby się bał, że mu ucieknę, skubiąc moją dolną wargę zębami, co na mnie niemiłosiernie działało, mimo iż nigdy za tym nie przepadałam. Nie byłam obojętna, oddawałam pocałunki z całą mocą, językiem pieszcząc jego górną wargę. Czułam coraz większą satysfakcję i podniecenie. Nasze przyśpieszone oddechy zlały się w jedność, ręce poszybowały na górę, błądząc po twarzach, karkach i ramionach. Przyparta jego ciężarem, tym razem ostrożnie, oparłam się na kanapie, obejmując go w szyi rękoma i przyciągając mocniej do siebie, na co mężczyzna rozciągnął usta w uśmiechu.
Ja pierwsza wpakowałam ręce pod jego koszulę, błądząc dłońmi po jego rozpalonym ciele. Nie zaprotestowałam, kiedy i jego dłonie zaczęły gładzić mój brzuch; nie próbował pchać ich niżej, ani też wyżej, najwyraźniej nadal bał się, ze mnie spłoszy. Może i ma racje, za wcześnie na takie rzeczy, chociaż jesteśmy przecież dorośli, obydwoje bez partnerów, to jednak lepiej teraz przystopować, niż potem żałować. To mogłoby wszystko popsuć, więc wpiłam się ostatni raz w jego rozpalone wargi, zaciskając mocno oczy i przyciągnęłam jego ciało, którego tak w tym momencie pożądałam, do siebie, po czym niechętnie, ale odlepiłam się od jego ust.
- Niesamowite.- wychrypiał, odgarniając grzywkę z mojego czoła. Wyplotłam ręce z uścisku na jego karku, dzięki czemu mógł się ze mnie podnieść. Usiadłam szybko, pocierając się po karku. Cała się trzęsłam, trwając jeszcze myślami w tej miłej chwili; zdziwiły mnie samą moje odczucia, nie wiedziałam, że mogę jeszcze tak się poczuć. Ostatnio czułam się tak chyba w czasach licealnych, o ile dobrze pamiętam.- Chcesz się czegoś jeszcze napić?
- Nie, dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego, wybudzając się z transu.- Jay, czemu to zrobiłeś?
- A czemu Ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?
- Przepraszam.- wypaliłam, czując się jak idiotka. Miał rację.
- Nie przepraszaj.- nalał sobie wina.- Było bardzo przyjemnie.- dodał, a ja poczułam jak moje policzki pokrywają się szkarłatem.- Nie uważasz?
- Owszem, było przyjemnie.- uśmiechnęłam się szeroko, obejmując rozpalone policzki, chłodnymi dłońmi.
- Późno już – zerknął na zegarek i opróżnił szklankę.- Będę się zbierał.
- Nie, zostań – złapałam go za nadgarstek, gdy podniósł się z kanapy – piłeś alkohol, nie pozwolę Ci prowadzić. Mam kilka wolnych pokoi na górze, więc będziesz miał gdzie spać. – spojrzałam na jego dłoń, kiedy splótł swoje palce z moimi.
- Dobrze. Tylko nie mam żadnych ubrań…
- Mam jakieś koszule Sama, w których kiedyś sypiałam. Mogę Ci użyczyć.- poruszyłam brwiami.
- A ręcznik, szczotka to zębów?
- Ręczników mam pełno, szczoteczka…- wzruszyłam ramionami.- Palcem umyjesz, musisz jakoś to znieść.
- Ech, no dobra, przekonałaś mnie.- usiadł z powrotem obok mnie, i objął ramieniem moje plecy.- Tak naprawdę, tylko czekałem aż mi to zaproponujesz.- szepnął mi do ucha, a następnie delikatnie ugryzł jego płatek.
Spojrzałam na niego, czując coraz większe podniecenie. Pożerał mnie wzrokiem, najwyraźniej licząc na coś więcej, ja jednak nie byłam do końca pewna, czy tego chcę. Zwłaszcza, że moje intencje znacznie różnią się od jego; nasze życie tak bardzo się różni. Nie chciałam, by mnie zranił, nie po tak krótkim czasie od rozstania z Samem. Jego usta znów przylgnęły do moich, a ja nie potrafiłam się bronić; westchnęłam, poddając się jego wargom, które już zdążyłam pokochać.
- Nie chcę, żebyś mnie zranił.- oderwałam się od niego.
- W porządku.- spojrzał na swoje dłonie.- W takim razie…dobranoc.- to co pojawiło się na jego twarzy, było bardziej podobne do grymasu niż uśmiechu.
- Dobranoc.- pocałowałam go w policzek i powoli ruszyłam do swojej sypialni.- Ręczniki i pościel znajdziesz w szafie w przedpokoju. A koszulkę zaraz Ci doniosę.- krzyknęłam wchodząc po schodach.
- Nie drzyj się.- podskoczyłam, gdy jego ręce oplotły mnie w tali.
- Nie rób tak!- obruszyłam się, chwytając za klatkę piersiową.- Przestraszyłeś mnie.
- Już nie będę.- zachichotał.- Pokaż mi, w którym pokoju mam spać. I daj tą koszulkę.
- Dobra, ale idź po tą pościel i ręcznik.- wyswobodziłam się z jego ramion, nim zdążył cokolwiek powiedzieć i wbiegłam na górę.
Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam jego niezadowoloną minę, która można było porównać do miny obrażonego pięciolatka. Uśmiechnęłam się szerzej i weszłam do swojej sypialni, kierując się od razu w stronę szafy. Wydobyłam z niej jeden z większych t-shirtów i przewiesiłam sobie przez ramię.
- To gdzie mam spać?- zapytał, gdy wyszłam na korytarz. W rękach ściskał złożoną białą pościel i brązowy ręcznik.
- Tu – pchnęłam drzwi naprzeciw mojego pokoju i weszłam do środka. Podeszłam do łóżka i rzuciłam na na nie koszulkę, koło której wylądowała pościel wraz z ręcznikiem. Nieco speszona, podrapałam się po karku, czując jego świdrujące spojrzenie, którego za wszelką cenę unikałam. Robiłam się coraz bardziej śpiąca i zmęczona, co o tej porze było normalne, zważywszy na to, że dochodziła 3 w nocy.- To ja już pójdę. Jak wyjdę z łazienki, to Cię zawołam.- ruszyłam w stronę drzwi, ale jego silne palce zacisnęły się na moim nadgarstku, a jego druga ręka po raz drugi dziś zmusiła mnie do podniesienia głowy i spojrzenia w jego oczy.
- Nie zranię Cię…- wyszeptał.
- Nie wiem, Jared – pokręciłam głową.- nie wiem…
- Obiecuję. – chciał mnie pocałować, ale znów się odsunęłam.
- Porozmawiajmy o tym rano. Jestem zmęczona…- próbowałam wysunąć rękę z jego uścisku.- Jared, proszę.
- To ja Cię proszę. Ja pewnie będę musiał wyjść, zanim Ty jeszcze się obudzisz…
- To mnie obudź.- wyrwałam delikatnie rękę, ale na tyle mocno, by mnie puścił.- Zawołam Cię jak zwolnię łazienkę.- powtórzyłam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
***
Podniosłam ociężale rękę z zamiarem przetarcia oczu. Ziewnęłam, otwierając jedno oko. Było już jasno, przez co chcąc, nie chcąc musiałam wstać. Rzuciłam okiem na zegarek i z przerażeniem stwierdziłam, że wybiła już 12. Wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do łazienki. Szybki, zimny prysznic całkowicie mnie obudził, mimo to gdy tylko wyskoczyłam z wody, udałam się do kuchni, by zrobić sobie kawy.
Stałam przy kuchence, czekając aż woda się zagotuje i wybijając palcami rytm o blat. Czułam spływające po nagich plecach kropelki wody z włosów. W pewnym momencie zastygłam nasłuchując. Przecież Jared dziś u mnie spał, i może być jeszcze w domu! Przerażona, szybko pobiegłam na górę i z impetem zamknęłam za sobą drzwi. Opatuliłam ciało szlafrokiem, akurat w momencie, kiedy rozległo się ciche pukanie do moich drzwi.
- Cześć – otworzyłam drzwi, i to co tam zastałam, wywołało u mnie szeroki uśmiech. W drzwiach mojego pokoju stal zaspany brunet, z ledwo otwartymi oczami. Do tego te włosy, w kompletnym nieładzie i za mały, sięgający do pępka t-shirt.
- Cooo?- zapytał, przecierając oczy.
- Nic.- wzruszyłam ramionami.
- Dzięki za pobudkę – westchnął.- nie musiałaś tak trzaskać drzwiami.
- To było niekontrolowane.- puściłam mu oczko.- Chodź na dół, robię kawy.
- Oooo, dobry pomysł.- powiedział, wlekąc się za mną.- Która godzina?
- Po 12.
- Cholera.- usiadł przy stole, mrużąc oczy w słońcu.- Zaspałem.
- To się pośpiesz.- postawiłam przed nim kubek kawy.
- Teraz to już za późno. Zdjęcia pewnie zostały odwołane.
- Tylko dlatego, że Cię nie było?- upiłam łyk kawy. Poparzyłam sobie język, więc wystawiłam go i zaczęłam machać ręką, na co Jay wybuchnął gromkim śmiechem.
- Jestem reżyserem.- odpowiedział na moje pytanie, gdy tylko złapał oddech.
- Nie śmiej się!- wbiłam mu łokieć w żebra. Wyjęłam z lodówki kostkę lodu i włożyłam ją do ust.
- Przepraszam. Zaraz sam się poparzę.
- I będziesz miał za swoje.- wycelowałam w niego palcem.
- Jak się czujesz?- zapytał.
- Wyśmienicie, a co?
- Bo mnie boli głowa. Chyba kac.- skrzywił się.
- A ja o dziwno czuję się dobrze – zajrzałam do szuflady, z której wydobyłam tabletki i rzuciłam brunetowi.- Weź dwie.
- Dzięki.- wepchnął je do ust i popił kawą.- Co dziś robisz?
- Chciałam pojechać na zakupy.- otworzyłam lodówkę.- Potrzebuję parę rzeczy.- skrzywiłam się, widząc pułki świecące pustkami.
- Tak, widzę – oparł głowę na ręce i zmęczony wpatrywał się w widok za oknem.
- Może chcesz się jeszcze przespać? – usiadłam na krześle, przyglądając mu się.- Ja pojadę, wrócę pewnie za jakąś godzinę i zrobię obiad.
- Nie, pojadę z Tobą – powiedział, stukając palcami o blat stołu.- Poważnie.
- Jak chcesz. Możesz?- zapytałam, wskazując na jego dłoń. Natychmiast ją zabrał. Irytowało mnie to stukanie, choć sama tak robię.
W ekspresowym tempie wypiliśmy kawy, i rozeszliśmy się do łazienek- Jared na dole, ja zamknęłam się w tej na górze. Wysuszyłam tylko włosy i pociągnęłam rzęsy tuszem, nie miałam ochoty się odpicowywać. Gdy zeszłam na dół, mężczyzna siedział już w salonie, latając po kanałach. Oparłam się o framugę, przyglądając się niczemu nie świadomemu wokaliście. Podobał mi się jego profil i ta skupiona mina, z którą patrzył na jakiś program. Oczy błyszczały odbijając światło z telewizora; mieniły się i poruszały to w prawo, to w lewo, śledząc uważnie obraz. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zdając sobie sprawę z tego, że chyba wpadłam po uszy. Tyle, że boję się, że on tez mnie zrani; boję się tego, że będę go kontrolowała na każdym kroku w obawie przed zdradą, lub innym upokorzeniem mojej osoby. Świadoma jestem też faktu, że będziemy się musieli ukrywać, do mediów nie mogłaby się przedostać informacja, jeśli zaryzykowalibyśmy wspólne życie. I to kolejny problem, bo nie wiem czy chciałabym się ukrywać, na każdym kroku pilnować, czy aby na pewno nie śledzi nas jakiś paparazzi.  
- Gotowa?- jego ciepły głos wybudził mnie z zamyślenia; dostrzegłam wpatrujące się we mnie niebieskie tęczówki.
- Tak, chodźmy – wykonałam przywołujący gest ręką i odwróciłam się na pięcie wychodząc na korytarz. Założyłam botki i lekką kurteczkę, a następnie oparłam się plecami o ścianę, czekając aż brunet też się ubierze.
- Jedziemy moim.- powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową.
Po około trzydziestu minutach byliśmy już w jednym z większych samoobsługowych marketów w mieście. Rozdzieliliśmy się, drąc listę zakupów mniej więcej na pół, by szybciej skończyć zakupy i wrócić do domu. Kilka razy na siebie wpadaliśmy, i za każdym razem Jared robił głupie miny, żeby tylko mnie rozśmieszyć; głowa go już chyba nie boli, bo biega z koszykiem po sklepie jak szalony. Przy kasie okazało się, że wziął jeszcze inne produkty, których nie zapisałam na liście, ale skoro były mu tak potrzebne, to się nie sprzeczałam.
Do domu dotarliśmy kolo godziny 15, i ja osobiście opadałam z sił, a przecież mój dzień dopiero się zaczął. Postawiłam siaty na stole w kuchni i zabrałam się za ich wypakowywanie, natomiast Jay zgodnie z obietnicą, zajął się przygotowywaniem jakiegoś posiłku wegetariańskiego, który miał mnie przekonać do soi. Szczerze wątpiłam, że mu się to uda, no ale…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz